Dnia 11 marca 2013
strona
http://wpolityce.pl/wydarzenia/48850-zespol-ds-katastrofy-smolenskiej-chce-posiedzenia-komisji-z-udzialem-prokuratorow-wojskowych
informuje, ze: "...W posiedzeniu zespołu ds.
katastrofy smoleńskiej, które odbyło się w Sejmie, za pomocą łączy internetowych
wzięli udział także m.in. ekspert lotniczy z Kanady dr inż. Bogdan Gajewski oraz
dr inż. Wacław Berczyński... Macierewicz chce, aby w posiedzeniu komisji
sprawiedliwości uczestniczyli prokuratorzy wojskowi ppłk. Karol Kopczyk oraz
major Jarosław Sej. ... Na posiedzeniu zespołu, Gajewski przekonywał m.in. że
utrata kawałka skrzydła niekoniecznie oznacza utratę sterowności samolotu. Podał
przykłady wypadków lotniczych, w których mimo utraty części skrzydła, pilotowi
udało się bezpiecznie wylądować. Przypomniał, że w zał. 5 do
raportu komisji Jerzego Millera zderzenie Tu-154 z ziemią zaklasyfikowano jako
'uderzenie małej energii pod małym kątem', a podmokły teren oraz zarośla
wytłumiły energię zderzenia. Kadłub samolotu nie powinien rozpadać się bez
powodu - zaznaczył ekspert. Z kolei Berczyński
mówił, że elementy w luku bagażowym w dolnej części kadłuba są niemal
nienaruszone w przeciwieństwie do fragmentów w jego górnej części. Według niego
wobec tego można postawić tezę, że główna siła uderzeniowa działała na elementy
nad podłogą - tam było źródło destrukcji. Po spotkaniu Macierewicz
powiedział, że przegląd przypadków przedstawionych przez Gajewskiego jest
istotnym przyczynkiem do potwierdzenia hipotezy o eksplozji jako przyczynie
katastrofy samolotu Tu-154M".
Strona
http://wyborcza.pl/1,75248,13543098,TVP_pokaze_dwa_filmy_nt__katastrofy_smolenskiej_tuz.html
podaje: "Telewizyjna 'Jedynka' wyemituje dwa filmy o katastrofie smoleńskiej:
'Katastrofa w przestworzach - śmierć prezydenta' National Geographic oraz film
Anity Gargas 'Anatomia upadku' - podało w poniedziałek Centrum Informacji TVP.
Każdy z nich prezentuje inny punkt widzenia na katastrofę. Po emisji dyskutować
będą eksperci i publicyści Filmy zostaną wyemitowane 8 kwietnia. ... Emisja
filmu dokumentalnego 'Katastrofa w przestworzach - śmierć prezydenta'
zrealizowanego na zlecenie National Geographic zacznie się o 20.20. - Producenci
filmu Alex Bystram i Ed Sayer ... O godz. 21.30 pokazany zostanie dokument
'Anatomia upadku', zrealizowany przez Anitę Gargas... Producentem dokumentu jest
Niezależne Wydawnictwo Polskie - wydawca 'Gazety Polskiej'. Po emisji filmów w
specjalnym wydaniu programu Piotra Kraśki 'Na pierwszym planie' odbędzie się
dyskusja ekspertów i publicystów. 10 kwietnia miną trzy lata od katastrofy...".
Strona
http://niezalezna.pl/39319-tvp1-pokaze-film-anity-gargas-anatomia-upadku-poniedzialek-8-kwietnia-godz-2130
takze informuje: "...Na antenie TVP1 wyemitowany zostanie film
Anity Gargas 'Anatomia upadku'. Tego samego dnia pokazana zostanie 'Śmierć
prezydenta' National Geographic. A po pokazie odbędzie się dyskusja o obu
filmach. Data emisji 'Anatomii upadku' - poniedziałek 8 kwietnia, początek o
godzinie 21:30...".
Dnia 15 marca 2013 roku
strona http://martynka78.salon24.pl/ dyskutuje z p.
Setlakiem:
"...polscy eksperci w grudniu 2010 roku, w 'Uwagach do raportu
MAK' wnosili o ponowne sformułowanie przyczyn katastrofy, motywując to
następująco: 'Sposób przeprowadzenia analizy jest niezgodny z wytycznymi
zawartymi w dokumencie ICAO Doc. 6920 (Manual of Aircraft Accident Investigation
- podręcznik badania katastrof lotniczych,, wydanie IV). Analiza powinna być
oparta na ocenie dowodów, a nie hipotez. ... Hipotezy nie poparte dowodami
powinny zostać odrzucone. Nie można traktować hipotez jako pewników, a w ich
udowodnianiu powoływać się na hipotetyczne dowody'. Co nie przeszkodziło im się
podpisać w lipcu 2011 roku pod tezami, które sami jeszcze w grudniu 2010 roku
uznawali za mocno wątpliwe i żądali ich weryfikacji. ... korzystając z materiałów MAK widzimy, że wrakowisko ma nie 130, tylko
prawie 180 metrów długości, i to na oficjalnym zdjęciu, pokazującym wcześniej
przeniesiony przez Rosjan w okolice bruzd statecznik. W oryginalnej konfiguracji
pole szczątków miało prawie 210 metrów długości! ... Przypomnijmy
fragment protokołu, spisanego przez funkcjonariusza Komitetu Śledczego przy
Prokuraturze FR : 'Na tej działce w kierunku południowo - zachodnim znajduje się
szopa o wymiarach 4x2 metra. Szopa jest pochylona w lewą stronę, na dachu szopy
znajduje się metalowy fragment samolotu i odłamki drzew. W końcowej, zachodniej
części działki przyzagrodowej znajduje się brzoza o średnicy w podstawie około
80 cm. Brzoza stoi w odległości około 15 metrów w kierunku wschodnim od
wspomnianej szopy. Na wysokości około jednego metra wierzchołek brzozy jest
obłamany. W górnej, obłamanej części brzozy są zaczepione metalowe fragmenty
samolotu. Na gałęziach tej brzozy 'wiszą' metalowe fragmenty samolotu. W
promieniu około 1-12 metrów od brzozy, na ziemi są porozrzucane liczne metalowe
fragmenty samolotu o różnej wielkościn ... Z lewej strony działki przyzagrodowej
znajduje się wąwóz o wymiarach około 25x55 metrów. ... Na całej długości wąwozu
leżą metalowe fragmenty samolotu'. Także ostatnie dni przyniosły dodatkowe
informacje, które mogą świadczyć, że nastąpiła eksplozja w skrzydle, jeszcze
przed brzozą Bodina. Ujawnił je prokurator - referent śledztwa smoleńskiego,
Karol Kopczyk, mówiąc dziennikarzowi, iż w brzozę wbiły się
zarówno lakierowane na biało, jak i czerwono fragmenty samolotu. Jest to o tyle
interesujące, że w miejscu na skrzydle, które komisje wskazały jako miejsce jego
urwania, nie ma żadnych elementów lakierowanych na czerwono. Najbliższe takie części znajdują się kilka metrów od miejsca oderwania
końcówki płata. Poinformowany o czerwonych odłamkach w brzozie Maciej Lasek z
KBWL LP odmówił komentarza, zasłaniając się brakiem oficjalnego komunikatu
prokuratury, która, zauważmy, do dziś nie zdementowała informacji, jakich miał
udzielić Kopczyk. ... Otóż doktor Szuladziński wielokrotnie, również w swoim
raporcie, wskazywał na odłamki, dużą ich ilość, jako jeden z najbardziej
charakterystycznych skutków wybuchu: 'Te małe kawałki nazywamy odłamkami. Są one
charakterystycznym skutkiem działania materiałów wybuchowych. Jedyna inna
możliwość wytworzenia odłamków z konstrukcji lotniczych to uderzenie o sztywną
przeszkodę z dużą prędkością. Sztywnej przeszkody w omawianym wypadku nie było,
a 270 km/h jest niedostateczną szybkością, by powstały odłamki'. Co jeszcze, według doktora Szuladzińskiego, wskazuje na wybuch wewnątrz
samolotu? Na taki scenariusz wskazuje między innymi rozprucie segmentu kadłuba z
charakterystycznym rozwarciem i wywinięciem krawędzi pęknięcia (stopień
rozwarcia blach kadłuba jest miarą energii materiału, który eksplodował), wygląd
fragmentów kadłuba widzianych wzdłuż osi (zawartość została 'wydmuchnięta'),
gwałtowne przyspieszenie pionowe, ok. 0.78 g, skierowane w dół względem samolotu
oraz niewielkie, incydentalne ogniska pożaru. ... TAWS#38 na
początku rzeczywiście został przez KBWL LP ukryty - zresztą nie dotyczy to tylko
lokalizacji samego punktu, ale także całego raportu Universal Avionics. Ponieważ
ostatnio rozmawiając z członkami KBWL LP zauważyłem, że nawet oni słabo
pamiętają, jak to z tym TAWS było i usiłują przekonywać nieświadomą publiczność,
że oni ... niczego, ale to absolutnie niczego nie ukrywali - pokrótce przypomnę
całą sytuację. Otóż dzień przed ogłoszeniem Raportu Millera Nowaczyk wystąpił
przed Zespołem Parlamentarnym, prezentując ustalenia oparte na analizie danych
Universal Avionics, w których posiadanie wcześniej wszedł Zespół. W każdym
razie, w Raporcie Millera nie było ani lokalizacji punktu TAWS#38, ani
źródłowego opracowania Universal Avionics z odczytania FMS i TAWS. Zostało ono
odtajnione dopiero kilka miesięcy później, wraz z protokołem wojskowym. Dziwnym
trafem wszyscy wiedzieli już wtedy, że Zespół Parlamentarny także dysponuje
amerykańskimi danymi. Czy jest to tylko przypadkowa zbieżność faktów i dat?
Setlak, opisując zawiłości rejestracji TAWS, całkiem rezolutnie pominął
informację o dodatkowym parametrze, zgodnie z którym w TAWS#38 rządowy Tupolew
zmieniał kierunek lotu znacznie wolniej, niż wynika z oficjalnej narracji. Mowa
tu o Track Rate, czyli zarejestrowanej (a pamiętajmy, że samolot miał być już
obrócony o około 50 stopni na lewe skrzydło) prędkości tej zmiany: -0,064
stopnia na sekundę. ... Stwierdzenie Setlaka o braku wiarygodności GPS w TAWS#38
możemy spokojnie między bajki włożyć, jako że zanotowana pozycja GPS leży na tej
samej prostej, którą wyznaczają poprzednie punkty: TAWS#36 i TAWS#37. Przyczyny
tego stanu rzeczy mogą być trzy: albo nastąpił przypadek błędnego odczytu,
współliniowego z poprzednimi odczytami prawidłowymi, albo ślizg w prawo który
spowodował że pozycja anten GPS nie zmieniła się wraz z rosnącym skrętem
samolotu w lewo, albo też Tupolew w TAWS#38 nie był tak obrócony, aby
zaszkodziło to prawidłowemu odczytowi GPS. Dodatkowo, jak pamiętamy,
zarejestrowana tuż przed TAWS#38 prędkość zmiany kierunku była w praktyce równa
zero. Dlatego dwie pierwsze możliwości wydają się wyjątkowo mało prawdopodobne,
i na nieszczęście autora 'Anatomii kłamstwa' na placu boju zostaje trzecia ...
polscy eksperci, choć przecież znali już zapisy 'czarnych skrzynek, uważali za
niezwykle ważne szczegółowe zbadanie wraku,' czemu dali wyraz w liście - skardze
do ministra Grabarczyka w lutym 2011: 'Polski akredytowany nie
zapewnił także polskim ekspertom badającym wrak rozbitego samolotu TU-154M
możliwości dokończenia prac przed zniszczeniem i wywiezieniem jego szczątków
przez przedstawicieli Federacji Rosyjskiej. Działanie to stanowiło
niedopełnienie obowiązków nałożonych na Edmunda Klicha w związku z
wyznaczeniem go na akredytowanego przedstawiciela przy komisji rosyjskiej oraz
działanie na szkodę Rzeczpospolitej Polskiej poprzez utracenie możliwości
przeprowadzenia powyższych badan, z których każde może mieć kluczowe znaczenie
dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy TU-154M'. ... stanowiskiem Prokuratury
Wojskowej z dnia 28 lutego br., która pomimo blisko trzyletniego dochodzenia nie
ma pewności, co złamało brzozę , ani też skąd się wzięły wbite w jej pień
elementy: 'Biegli dokonają zwymiarowania dwóch fragmentów brzozy, zmierzą
cięcia, ułamania i darcia, zabezpieczą znajdujące się w nich ewentualne elementy
metalu i powłok lakierowych. W dalszej kolejności biegli dokonają odlewów
silikonowych tychże darć, cięć i złamań oraz elementów metalowych w przypadku
ich ujawnienia i zabezpieczenia. Biegli pobiorą również próbki z elementów
tkwiących w brzozie do dalszych badań fizykochemicznych, metaloznawczych i
mechanoskopijnych. Następnie, już w Smoleńsku, biegli pobiorą z wraku
zasadniczego próbki referencyjne (porównawcze) elementów metalowych i powłok
lakierowych. Czynności te potrwają do dnia 7 marca 2013 r. Efekty wykonanych
przez biegłych na terenie Federacji Rosyjskiej czynności poznamy po opracowaniu
opinii, w której biegli określą m.in. mechanizm powstania uszkodzeń drewna
brzozy, a więc czy uszkodzenie drzewa mogło powstać od uderzenia skrzydła
samolotu i czy samolotem tym był TU 154 M nr 101'. ... Autorzy: Martynka i Marek
Dąbrowski...". Dnia 02 kwietnia
2013 roku strona http://wpolityce.pl/artykuly/50411-antoni-macierewicz-w-sieci-wiemy-wystarczajaco-duzo-by-wskazac-na-eksplozje-jako-przyczyne-tragedii-choc-wiele-pytan-czeka-nadal-na-odpowiedz
przedstawia wywiad z najnowszego wydania tygodnika w 'Sieci' -
rozmowa Jacka i Michała Karnowskich z Antonim Macierewiczem. Poseł PiS i szef
parlamentarnego zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej mówi jasno: 'To był cios w serce państwa'. "...Jakie jest dzisiaj, trzy lata po smoleńskiej tragedii, najważniejsze
pytanie jej dotyczące? Czego przede wszystkim musimy się dowiedzieć? - Katastrofa w Smoleńsku była prawdopodobnie skutkiem zamachu, a nie
awarii i świadczą o tym wszystkie znane nam fakty. Prof. Jan
Obrębski z Politechniki Warszawskiej, analizujący szczątki wraku, mówi o dobrze
przygotowanej punktowej eksplozji, która doprowadziła do urwania skrzydła. Inny ekspert, dr inż. Grzegorz Szuladziński, sformułował wcześniej
podobne wnioski. Szczegółowe badania trwają i koncentrują się przede wszystkim
na odtworzeniu wydarzeń z ostatnich sekund lotu. Hipotezę zamachu
wzmacniają okoliczności poprzedzające tragedię - decyzje polityczne, personalne
oraz przygotowania techniczne związane z lotem Tu-154M. Wskazuje na to i sam
przebieg lotu oraz zachowanie Rosjan, którzy łamiąc prawo, dowodzą całą operacją
bezpośrednio z Moskwy i nakazują lądowanie wbrew stanowisku kontrolerów z wieży
w Smoleńsku. Rosjanie przy aprobacie rządu premiera Tuska stworzyli piramidę
kłamstw, świadomie dewastowali i ukrywali wrak, fałszowali czarne skrzynki,
niszczyli inne dowody.
- Zatem to, co działo się przed
wylotem, a wiemy o ogromnej liczbie zaniedbań ze strony podległych rządowi
służb, nie miało znaczenia? - Przeciwnie, miało zasadnicze znaczenie. Wystarczy
przypomnieć operację gruzińską z jesieni 2008 r. 'Oswojono' wówczas opinię
publiczną z groźbą zamachu na prezydenta. Wydarzenia z Gruzji zlekceważono,
stały się one wręcz przedmiotem kpin, zarówno ze strony polityków, jak i mediów.
- A cała operacja związana z remontem samolotu? -
Przedstawimy wkrótce dokumentację, z której jasno wynika, kto i
jakie decyzje podejmował w tej sprawie. Osobną kwestią są działania premiera
Tuska i jego podwładnych, nakierowane na wyeliminowanie głowy państwa z polityki
zagranicznej, oraz wspólna z Putinem gra prowadzona przeciwko Lechowi
Kaczyńskiemu, decyzje i zaniechania ministrów obrony, spraw wewnętrznych, spraw
zagranicznych, szefa BOR. Czy byli świadomi, w czym biorą udział?
Być może nie. Ale wszyscy teraz działają przeciwko śledztwu i utrudniają dojście
do prawdy. - Dr Maciej Lasek, szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych, jeszcze
w grudniu mówił: 'To był błąd pilota i to niejeden błąd, tylko cała seria
błędów'. - Trzeba nie mieć sumienia, by zachowywać się w ten sposób. Mjr Arkadiusz Protasiuk nie popełnił żadnego zasadniczego błędu. We
właściwym momencie podał właściwą komendę. Jeśli chodzi o
umiejętności pilotażu, mam większe zaufanie do płk. Bartosza Stroińskiego,
dowódcy eskadry tupolewów w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego, niż do
ludzi Millera i Laska. Powiedział on w wywiadzie, że gdy kapitan
wydaje komendę 'odchodzimy', to cała załoga skupia się wyłącznie na realizacji
tego zadania i że musiało zdarzyć się coś straszliwego, jeżeli mimo tego manewr
nie został wykonany. Więcej, dziesięć minut wcześniej mjr Protasiuk
zapowiedział, że jeśli nie będzie warunków do lądowania, to odejdzie. Tupolew spadł, bo o przebiegu późniejszych wydarzeń nie zadecydowali
piloci, lecz zupełnie inne czynniki. - Dlaczego jednak do końca mówią, nie
krzyczą, że coś wybucha? - Trzeba pamiętać, że eksplozja to ułamek sekundy.
W nagraniu z czarnej skrzynki z ostatnich sekund lotu, tuż przed
wybuchem i rozpadem maszyny, słychać krzyki przerażonych pasażerów i załogi. A
zapisy czarnych skrzynek urywają się przed uderzeniem tupolewa w
ziemię i nie znamy przebiegu ostatnich dwu sekund. - Jak to
możliwe? - Wybuch zniszczył wcześniej samolot i przerwał
nagrywanie. Oczywiście nie twierdzę, że już wszystko wiemy o tej
końcowej fazie lotu. Ale wiemy wystarczająco dużo, by wskazać na
eksplozję jako przyczynę tragedii, choć wiele pytań czeka nadal na
odpowiedź. Właśnie dlatego nasze badania nie zostały ostatecznie zakończone i
nie kierujemy jeszcze sprawy do prokuratury. Jedynym pewnym
źródłem wiedzy na ten temat z metodologicznego punktu widzenia są dane z
amerykańskich systemów nawigacyjnych TAWS i FMS, po tragedii sprawdzonych przez
producentów, co daje nam dużo większą gwarancję, że nie zostały zmanipulowane.
- Dane z czarnych skrzynek są niepewne? - Tak, ich
autentyczność budzi duże wątpliwości specjalistów. Po zapis
kluczowych szesnastu sekund z polskiej kopii Jerzy Miller jeździł do Moskwy
dwukrotnie, ponieważ Rosjanie przekazali materiał sfałszowany tak
nieudolnie, że nawet jego urzędnicy nie mogli tego zaakceptować. Ekspertyza rosyjska FSB z czerwca 2010 r. jednoznaczne wskazuje, że
analizowany zapis jest krótszy o dwie minuty od tego, którym posługiwał się MAK
i komisja Millera. Ma 36, a nie 38 min. - Coś dodano? - Raczej
rozciągnięto w czasie, by dostosować do przyjętej tezy.
Cały
wywiad - w najnowszym wydaniu 'Sieci'. 'Sieci' - zawsze po stronie Polski.
Polecamy 'Sieci' na Facebooku!"
W dniu 09 kwietnia 2013
artykul przegladowy po trzech latach od wypadku lotniczego w
Smolensku, zamieszcza strona
http://niezalezna.pl/40200-specjalnie-dla-niezaleznapl-wieslaw-binienda-i-maria-szonert-o-katastrofie-smolenskiej
w ktorym prof. Wiesław Binienda oraz mecenas Maria
Szonert pisza:
"Osoby angażujące się w obywatelskie
śledztwo smoleńskie są systematycznie oczerniane i dyskredytowane w oczach
polskiej opinii publicznej przez rządowe media oraz komisję Millera... Dopiero w
trzecią rocznicę katastrofy mamy pełną jasność, że śledztwo rosyjskie zostało
przeprowadzone z pogwałceniem podstawowych norm badania wypadków lotniczych, że
śledztwo polskie opierało się na rosyjskim nierzetelnym śledztwie, że rząd
polski zaniechał wszelkich działań w tej sprawie i zdał się całkowicie na dobrą
wolę Rosji, oraz że polska prokuratura dopuściła się skandalicznych zaniedbań i
zaniechań podstawowych czynności procesowych w tej sprawie. Tak więc abstrahując
od samej katastrofy, sposób przeprowadzenia śledztwa smoleńskiego zarówno przez
stronę rosyjską jak i polską jest demonstracją braku szacunku dla poległych w
Smoleńsku przywódców Państwa Polskiego ... Większość istotnych faktów
dotyczących przygotowania wizyty prezydenckiej delegacji w Katyniu jest objęta
ścisłą tajemnicą. Tak więc do dziś nie wiadomo, kto podjął
decyzje, aby grupę najwyższych rangą generałów Wojska Polskiego skierować do
Tupolewa, dlaczego jedyny zapasowy samolot uległ tego dnia awarii, czy
rzeczywiście system bezpieczeństwa na lotnisku w czasie odlotu Tupolewa nie
działał, i czy prawdą jest, że system komputerowy w Ministerstwie
Spraw Zagranicznych i innych urzędach państwowych padł ofiarą cyberataku tego
dnia. Natomiast wiemy z całą pewnością, że w godzinach wieczornych w przeddzień
tragedii smoleńskiej Dyżurna Służba Operacji Sił Zbrojnych RP przekazała do
Centrum Operacji Powietrznych w Warszawie informację o zagrożeniu atakiem
terrorystycznym jednego z samolotów Unii Europejskiej. Komunikat ten podały w
dniu katastrofy niektóre serwisy informacyjne w kraju. Niestety
nic nie wiadomo o dalszych losach tego komunikatu. ... W dniu katastrofy z mocy
prawa obowiązywało dwustronne porozumienie między Polską a Rosją w sprawie
współpracy lotnictwa wojskowego. Trzeciego dnia Premier Putin stanął na
stanowisku, że lot do Katynia był cywilną pielgrzymką, w związku z czym
katastrofa smoleńska winna być badana według Międzynarodowej Konwencji Lotnictwa
Cywilnego zwanej Konwencja Chicagowska. Rząd polski wyraził na to zgodę. Wkrótce
potem organizacja nadzorująca implementację Konwencji Chicagowskiej oświadczyła,
że Polski Tu-154M należący do 36 pułku polskiego lotnictwa wojskowego, który w
locie o statusie 'Head' uległ katastrofie w Smoleńsku nie był statkiem
powietrznym cywilnym. Był to statek powietrzny państwowy w klasycznym tego słowa
znaczeniu. Dlatego też badanie katastrofy smoleńskiej nie mogło podlegać
jurysdykcji Konwencji Chicagowskiej, która stosuje się wyłącznie do statków
powietrznych cywilnych. W tej sytuacji Rosja oświadczyła, że wprawdzie Konwencja
Chicagowska nie ma zastosowania, ale Rosja sama się zobowiązuje przeprowadzić
śledztwo smoleńskie według załącznika 13 do tejże konwencji. Strona polska
ponownie nie oponowała. W efekcie Rosja pogwałciła niemalże
wszystkie normy badania wypadków lotniczych i większość przepisów załącznika 13.
Ponieważ jednak strona polska zgodziła się na procedowanie poza ramami prawnymi
zarówno konwencji chicagowskiej jak i umowy dwustronnej, śledztwo znalazło się w
luce prawnej, która nie daje stronie polskiej mechanizmu egzekwowania od Rosji
należytego przeprowadzenia śledztwa. ... Do momentu ogłoszenia w
Rzeczypospolitej artykułu informującego, że polscy biegli wykryli środki
wybuchowe na wraku Tupolewa, o wybuchu w Smoleńsku, tak jak kiedyś o mordzie w
Katyniu, nie wolno było głośno mówić. Jednak histeryczna reakcja władz oraz
żałosne wysiłki polskiej prokuratury, aby zataić wyniki badań przeprowadzonych
przez polskich biegłych jesienią 2012 roku w Smoleńsku przełamały niepisane tabu
i dziś można już prowadzić racjonalną debatę nad przesłankami wskazującymi na
wybuch w Tupolewie.
Na eksplozje w powietrzu wskazuje wiele
dowodów. Jak wynika m.in. z rosyjskiego protokołu oględzin miejsca zdarzenia z
dnia katastrofy, rozpad samolotu w powietrzu rozpoczął się w odległości ok. 50
metrów przed pancerną brzozą, w miejscu gdzie czarne skrzynki wykazały drgania
silników samolotu oraz awarie generatorów prądu. Według protokołu oględzin
miejsca zdarzenia wiele mniejszych i większych fragmentów samolotu wisiało na
drzewach, leżało na dachach pobliskich budynków, oraz pokrywało wąwóz i obszary,
nad którymi przelatywał Tupolew. Kilkadziesiąt metrów za brzozą
nastąpiło urwanie końcówki lewego skrzydła w taki sposób, że krawędź przednia
tego skrzydła (sloty) nie została zniszczona, a rekonstrukcja skrzydła wykazała
powstanie ogromnej dziury wewnątrz, za krawędzią przednią. Skrzydło to urwało się w miejscu ukrytego sygnału TAWS 38, gdzie też
prawdopodobnie nastąpił wybuch kadłuba, który spowodował rozprucie się środkowej
części kadłuba wzdłuż osi oraz otwarcie i wywiniecie ściany z sufitem na jedną
stronę i drugiej ściany na przeciwną stronę. Taka konfiguracja środkowej części
kadłuba została zarejestrowana na zdjęciach z wrakowiska. Symulacja wybuchu
kadłuba przeprowadzona przez Sandia National Lab, która tłumaczy zachowanie się
kadłuba po wybuchu, zgadza się z konfiguracja kadłuba w Smoleńsku zarejestrowaną
na zdjęciach z wrakowiska. W tym samym czasie, kiedy środkowa
część kadłuba ulegała rozpruciu, przód i tył samolotu zostały od niego oderwane.
Tak wiec z wysokości ok. 30 metrów gdzie najprawdopodobniej nastąpił wybuch
spadło na ziemię tysiące fragmentów samolotu, niektóre większe części kołami do
góry, inne kołami do dołu. Dlatego też nie ma śladu krateru na wrakowisku.
Krater taki musiałby powstać gdyby w miękkie podłoże runął cały samolot, jako
jedna masa. Na wybuch wskazuje również stan zwłok. Rzadko spotykane rozczłonkowanie i rozrzut zwłok, fakt, że wiele ciał na
wrakowisku zostało znalezione bez odzieży wierzchniej, oraz znalezienie
szczątków ludzkich przed miejscem pierwszego kontaktu samolotu z ziemia, to
tylko nieliczne przykłady z całej masy faktów wskazujących na wybuch. Obecność
środków wybuchowych zidentyfikowana przez polskich biegłych została potwierdzona
przez niezależne specjalistyczne badania laboratoryjne fragmentów ubrania jednej
z ofiar wykonane na zlecenie rodziny. Dowody w sprawie katastrofy
smoleńskiej były systematycznie niszczone, manipulowane, zatajane i fałszowane.
Przykładowo protokół oględzin miejsca katastrofy, w tym rozkładu szczątków
samolotu i zniszczeń drzew zrobiony przez rosyjskich prokuratorów w kilka godzin
po katastrofie został udostępniony dopiero w 2013 roku. Dokument ten wskazuje,
że słynna pancerna brzoza miała jedynie złamany czubek na
wysokości 1 metra od góry. Ponadto szeroko znane są fakty przeniesienia
fragmentu samolotu w nocy z 11 na 12 kwietnia 2010 roku, czy też rażąco błędna
interpretacja nagrań z kabiny pilotów, ukrycie na mapie bardzo istotnego punktu
TAWS 38, oraz brak połowy sekundy danych natychmiast po sygnale TAWS38, kiedy to
samolot gwałtownie zmienił kierunek lotu i zaczął spadać. Ponadto trajektoria
pionowa wyznaczona za pomocą sygnału TAWS udowadnia, że samolot nie znajdował
się na wysokości 5-7 metrów nad ziemią w okolicy pancernej brzozy. Jednak nawet
gdyby był na takiej wysokości i uderzył w brzozę, to w wyniku tego zderzenia nie
mógł utracić 6 metrów lewego skrzydła, jak twierdzą obie komisje. Są to jedynie
przykłady całej masy problemów wynikających z raportów MAK i Millera. Niestety, progres w dochodzeniu do prawdy o katastrofie smoleńskiej
jest okupiony wysoką ceną. Osoby angażujące się w obywatelskie śledztwo
smoleńskie są systematycznie oczerniane i dyskredytowane w oczach polskiej
opinii publicznej przez rządowe media oraz komisję Millera. Kilka osób
związanych z obywatelskim śledztwem smoleńskim zmarło w niewyjaśnionych
okolicznościach. W październiku 2012 roku Remigiusz Muś, pilot polskiego YAKa
40, który wylądował w Smoleńsku na krótko przed Tupolewem, został znaleziony
martwy w piwnicy swojego bloku. Remigiusz Muś, który po wylądowaniu w Smoleńsku
rozmawiał z załogą nadlatującego Tupolewa oraz przysłuchiwał się rozmowie
kapitana Protasiuka z rosyjską wieżą kontroli lotów, był najważniejszym
świadkiem w śledztwie smoleńskim. Nie tylko naukowcy, dziennikarze i świadkowie
są prześladowani za Smoleńsk. Również rodziny ofiar katastrofy są traktowane
przez rząd, media i prokuraturę w sposób okrutny. Przypomnijmy tylko niektóre
ciosy, jakie spadły na rodziny ofiar. Szczątki ciał ich najbliższych nie zostały
dokładnie zebrane z miejsca katastrofy. W efekcie szczątki ofiar, szczególnie z
kabiny, w której znajdowali się generałowie, były dowożone do kraju przez kilka
tygodni, kremowane za radą przedstawicieli rządu, a następnie oddawane rodzinom
w celu tzw. dochowków. Dziś wiadomo, że nikt z Polaków nie był
obecny w momencie zamykania i lakowania trumien w Moskwie. Wiadomo również, że w
czasie identyfikacji zwłok w Moskwie rodziny poinformowano, że nie będzie im
wolno otwierać trumien w Polsce. Z niewiadomego powodu polska prokuratura
zaniechała przeprowadzenia autopsji zwłok po powrocie trumien do kraju, mimo, że
prawo polskie nakłada na prokuraturę obowiązek przeprowadzenia autopsji z
urzędu, jeśli zgon obywatela polskiego następuje zagranicą. Telefony komórkowe ofiar katastrofy nie zostały rodzinom zwrócone. Znane
są przypadki niszczenia rzeczy osobistych ofiar katastrofy przez polskie władze
bez zgody rodziny, oraz kradzieży kart kredytowych ofiar z miejsca katastrofy
przez Rosjan. Raporty sądowo-medyczne otrzymane z Rosji okazały się w takim
stopniu nieprawidłowe, że zaistniało podejrzenie pomylenia zwłok. W efekcie
sześć ciał do tej pory ekshumowanych pochowano w niewłaściwych
grobach. Ten stan rzeczy powoduje, że pozostałe rodziny nie mają żadnej
pewności, że w ich rodzinnych grobach rzeczywiście zostali pochowani ich
najbliżsi. W trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej warto
przypomnieć, że legitymacja demokratycznej władzy opiera się na
odpowiedzialności rządzących i uczciwości w relacjach międzyludzkich, a nie na
użyciu siły, podstępu, przekupstwa i kłamstwa...".
Strona http://martynka78.salon24.pl/499658,10-kwietnia-2010-panstwo-polskie-upadlo-na-kolana
w dniu 10 i 11 kwietnia 2013
komentuje Raport
Parlamentarnego Zespolu ds. Katastrofy Smolenskiej, z dnia 10 kwietnia 2013
roku:
"...W najnowszym wydaniu periodyku
naukowego Mathematical and Computational Forestry & Natural-Resource
Sciences (MCFNS) profesor Chris Cieszewski, wespół z Roger'em Lowe, Pete'm
Bettinger'em i Arun'em Kumar'em z University of Georgia, przedstawił wyniki
analiz danych satelitarnych. Wnioski są następujące:
'...obraz ukazuje wyraźny wzorzec szczątków z mniejszymi w środku i
większymi na obrzeżach terenu katastrofy, co nie jest zgodne z opisami wzorca
zniszczeń struktur cieńkościennych (Abramowicz 2003 and 2004; Hanssen et al.
2000; and White et al. 1999) i co wskazuje na to, że musiały istnieć siły
działające na boki, które rozrzuciły te części z dala od epicentrum. Sugeruje
to, że zniszczenie spowodowane było siłami działającymi na boki, które zgodnie z
prawem Stokesa rozrzucały najcięższe części najdalej'.
Muszę w
tym miejscu podkreślić z całą mocą, że gdyby nie upór ze strony szefa Zespołu
Parlamentarnego Antoniego Macierewicza, jego gigantyczna praca, pozyskanie dla
sprawy smoleńskiej tak wielkich zasobów ludzkich, w postaci znakomitych
naukowców z całego świata i z Polski, do dzisiaj tkwilibyśmy po uszy w kłamstwie
smoleńskim w jego najbardziej odrażającym, rosyjskim wydaniu. Działania
ekspertów skupionych wokół ZP skutecznie rozbiły kłamstwo smoleńskie, a postaci
takie, jak Wiesław Binienda, Kazimierz Nowaczyk, Grzegorz
Szuladziński, Wacław Berczyński, Marek Dąbrowski oraz wiele, wiele
innych osób, o których często nie słychać w mediach, a które równie ciężko
pracują, na trwałe wpisały się do historii Polski. To oni w przyszłości będą
wymieniani, jako ci, którzy się nie dali uwieść kłamstwu, nie zgodzili się na
hańbę, jaką Polsce i Polakom zgotowano 10 kwietnia, i po tej dacie. Trzeba też w
tym miejscu podkreślić, że po 10 kwietnia 2010 r. doszło do fenomenalnego
wybuchu obywatelskiej działalności, ukierunkowanej na dojście do prawdy o tej
strasznej tragedii, co widać było doskonale w blogsferze. Dzisiaj, w trzecią
rocznicę Katastrofy Smoleńskiej Zespół Parlamentarny zaprezentował najnowszy
raport podsumowujący dotychczasowe badania. Wbrew twierdzeniem oponentów ZP w
gronie jego współpracowników znaleźli się ludzie zawodowo związani z lotnictwem
na najwyższym światowym poziomie. Mam tu na myśli doktora
inżyniera Bogdana Gajewskiego, autora ponad stu obowiązkowych zarządzeń
dotyczących sprawności sprzętu lotniczego i działań korekcyjnych, konsultanta badania wypadków lotniczych, eksperta w zakresie
bezpieczeństwa lotów cywilnych, członka International Society of Air Safety
Investigators (Międzynarodowego Towarzystwa Badaczy Wypadków Lotniczych),
związanego z lotnictwem od ponad 30 lat.
Z ZP współpracuje także inżynier pilot MSME Glenn A. Jorgensen oraz kontroler lotów Konrad
Matyszczak. Jak zapewniają autorzy raportu, w badaniach nieodzowna
była pomoc ze strony pilotów dużych samolotów komunikacyjnych i wojskowych,
kontrolerów lotów oraz specjalistów w dziedzinie badania wypadków lotniczych.
Co się stało 10 kwietnia 2010 roku nad Smoleńskiem? Wnioski płynące z badań
ekspertów są jednoznaczne, choć, jak podkreślają autorzy raportu, badania nadal
trwają. Według nich najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy była
destrukcja samolotu TU-154M zapoczątkowana eksplozją. Na taki scenariusz
wskazują analizy dr. Grzegorza Szuladzińskiego i prof. Jana
Obrębskiego. Naukowcy współpracujący z ZP podkreślają jednak, że prace nie
zostały jeszcze zakończone, badania ciągle trwają, choć niezmienny
jest główny element spajający wszystkie dotychczasowe badania, co do którego
naukowcy nie mają wątpliwości, mianowicie przyczyną katastrofy smoleńskiej były
eksplozje. Eksperci ZP przypominają też kluczowe informacje, jak ta, że samolot był błędnie naprowadzany, zaś na wieży przebywały osoby
nieuprawnione, które decyzje na temat losów polskiego samolotu konsultowały
bezpośrednio z Moskwą, co stanowi rażące złamanie zasad,
obowiązujących kontrolerów.
Destrukcja samolotu rozpoczęła się jeszcze przed
pancerną brzozą, która miała być przyczyną całego nieszczęścia, czego dowodzi
między innymi protokół rosyjskich śledczych sporządzony kilka
godzin po tragedii, którego dotąd nikt oficjalnie nie podważył. To
z tego dokumentu mogliśmy się dowiedzieć, że około sto mniejszych
i większych fragmentów samolotu, znajdowało się na powierzchni ponad 3500 m2
(dla porównania - powierzchnia skrzydeł TU-154M wynosi 201,54 m2) przed szosą
Kutuzowa, czyli przed dotychczas pokazywanym wrakowiskiem. Odłamki samolotu
znalazły się nie tylko w pobliżu 'pancernej brzozy', ale nawet przed nią. Na
poważne kłopoty TU 154 M jeszcze przed brzozą wskazuje też ekspertyza ATM,
wykonana na zlecenia Prokuratury Wojskowej, udostępniona naukowcom na
październikową konferencję. Przyznam, ze najmocniejsze wrażenie na mnie zrobiła
informacja o 'wycięciu' 0,5 sekundy z kilku rejestratorów, o czym mówił dzisiaj
doktor Nowaczyk:
'W ekspertyzie (ATM) podano, iż
z odczytów usunięto ostatnie pół sekundy. Nastąpiła tu zadziwiająca zbieżność: w
raporcie MAK w trakcie tej samej pół sekundy także nie ma żadnych odczytów, a
zamiast nich pojawia się szara linia oznaczająca brak danych, usuniętych przy
zastosowaniu rosyjskiego programu WinArm32, używanego do prezentacji zapisów. Z
takim samym zabiegiem mamy do czynienia w nagraniach CVR. Podczas alarmu TAWS
nadawane są automatycznie komunikaty głosowe (np. Terrain Ahead, Pull Up).
Ostatni z tych komunikatów w dostępnych nagraniach z kokpitu jest przerwany w
pół słowa: Pull... chociaż system TAWS nie uległ awarii, ponieważ trzy sekundy
później nagrał ostatni 'fault.log'. Tak więc i ostrzeżenie 'Pull Up' powinno się
nagrać w całości. Wycięte z rejestratorów i z nagrania z kokpitu
pół sekundy znajduje się bezpośrednio po TAWS #38. Można zatem przypuszczać, że
nastąpiło wówczas zdarzenie, które zostało zarejestrowane przez czarne skrzynki,
rosyjską i polską, i było słyszalne w kabinie pilotów'.
Co się wtedy wydarzyło, możemy się jedynie domyślać, choć
odnaleziony przez biegłych PW trotyl zdaje się przybliżać nas do rozwiązania tej
zagadki. Na możliwość sfałszowania CVR wskazywał też inżynier
Konrad Matyszczak, kontroler lotów, który w tej sprawie złożył zawiadomienie do
prokuratury.
Po trzech latach od tamtych tragicznych,
kwietniowych wydarzeń, dzięki wielu dzielnym ludziom, zbliżamy się do prawdy o
tym, jak zginął Prezydent Polski, polscy generałowie, piloci, posłowie i
urzędnicy. ...
Czy może wie Pani co jest w zawiadomieniu prokuratury
inż. Matyszczaka? Czyżby chodziło o to:
'Wojskowa Prokuratura Okręgowa w
Warszawie ul. Nowowiejska 26 B 00-911 Warszawa Polska Po. Śl. 54/10 Katastrofa w
ruchu powietrznym w dniu 10.04.2010 Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Realizując społeczny obowiązek zawiadomienia organów ścigania o popełnieniu
przestępstwa ściganego z urzędu zawarty w art. 304 § l k.p.k. oraz realizując
obowiązek prawny zawarty w art. 240 § l k.k. który stanowi: 'Kto, mając
wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu
czynu zabronionego określonego w art. 118, 118a, 120-124, 127, 128, 130, 134,
140, 148, 163, 166, 189, 189a § 1, art. 252 lub przestępstwa o charakterze
terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania
przestępstw podlega karze pozbawienia wolności do lat 3' informuję, że: 1. W
zakresie informacji o wyłączeniu autopilota przez załogę polskiego rządowego
Tu-154m oraz o prędkości zniżania polskiego rządowego samolotu Tu-154m, który w
dniu 10.04.2010 roku uległ rozbiciu istnieje duże podejrzenie ukrywania
prawdziwych informacji mających na celu ukrycie faktu zaistnienia czynu
zabronionego przez Kodeks Postępowania Karnego. Ukrywanie
informacji dokonuje się głównie poprzez osobę polskiego akredytowanego przy
komisji MAK, pana Edmunda Klicha. 2. Wnioskuje także o sprawdzenia przez
prokuraturę wszystkich pozostałych osób, które mając wiedzę na temat
umiejscowienia momentu wyłaczenia przez załogę Tu-154m autopilota lub
rzeczywistych prędkości zniżania w/w samolotu działają na szkodę sledztwa,
ukrywają, blokują lub fałszują informację w tym temacie. 3. Wnioskuje także o
sprawdzenie przez prokuraturę oryginałów zapisu czarnych skrzynek: - CVR
(Cockpit Voice Recorder) MARS-BM, - FDR (Flight Data Recorder) MSRP-64M-6, - QAR
- Quick Access Recorder KBN-1-2 (rosyjski)) - ATM Quick Access Recorder ATM-QAR
(polski) w zakresie umiejscowiena momentu odłączenia przez załogę Tu-154m
autopilota w kanałach: podłużnym, poprzecznym oraz ciągu automatycznego, a także
w zakresie umiejscowienia poszczególnych komunikatów o wysokości wypowiadanych
przez załogę Tu-154m, nawigatora samolotu Tu-154m (porucznika Artura Ziętka).
4. Wnioskuje o przeprowadzenie także eksperymentu na Tu-154m
sprawdzającego te ustalenia. Uzasadnienie do wniosku: 04.04.2011 Edmund Klich w
wywiadzie stwierdza, że przy prędkości zniżania 8 m/s Tu-154m opadł 20 metrów
zanim zaczął zwiększac wysokosc.
http://www.polskatimes.pl/fakty/katastrofasmolenska/388326,e-klich-o-macierewiczu-nie-ma-podstaw-by-mnie-oskarzac-to,id,t.html?cookie=1'.
LUKASZ1988...".
Dnia 10 i 11 kwietnia 2013 roku strona
http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/ podaje omowienie
Raportu Zespolu Macierewicza z dnia 10 kwietnia 2013 roku:
"W służbach
specjalnych po katastrofie w Smoleńsku powinny powstać analizy, które ocenią
dwie hipotezy. Pierwsza z nich to zmowa urzędników i firm w celu przechwycenia
kontraktu na remont Tu-154. Druga: akcja rosyjskich służb specjalnych skutkująca
zdobyciem dostępu do samolotu w czasie remontu. Zdaniem autorów opinii, Jerzego Kicińskiego, pełniącego obowiązki szefa ABW w 2007 r., oraz
Andrzeja Kowalskiego, byłego p.o. szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, zawartej
w raporcie zespołu Antoniego Macierewicza, Federalna Służba
Wojskowo-Technicznej Współpracy (FSWTW), która odegrała główną rolę w kierowaniu
procesem przetargu na remont tupolewa, stanowi firmę przykrycia dla rosyjskiego
wywiadu. W związku z tym przedstawiciele FSWTW nawiązujący kontakt z polskimi
instytucjami w kluczowych dla Polski sprawach powinni być objęci rozpoznaniem
Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), a działalność FSWTW na świecie powinna być
pod stałą uwagą SWW. Powinny być prowadzone działania operacyjne, które pozwolą
na identyfikację osób zatrudnionych w FSWTW i podejrzewanych o pracę na rzecz
wywiadu SWR/GRU.
Kiciński i Kowalski zauważają, że ze względu
na obszar pracy i utrzymywane kontakty firmie Polit-Elektronik - jednemu ze
zwycięzców przetargu na remont tupolewa - trzeba było nadać w SKW status firmy
przykrycia dla działań wojskowego wywiadu Federacji Rosyjskiej (GRU). Kontrwywiad powinien dysponować szczegółowymi informacjami o kontaktach
tej firmy wśród przedstawicieli polskiej administracji (głównie MON) oraz innych
instytucji (w tym parlamentu) oraz dziennikarzy (szczególnie z pism branżowych
opisujących siły powietrzne) - podkreślają autorzy opinii.
Także
wprowadzenie w Federacji Rosyjskiej przepisów dekretu Prezydenta FR z 16
stycznia 2009 r. - które miało wpływ na rozstrzygnięcie przetargu - winno być
poddane analizie pod kątem wpływu nowych rozporządzeń na kształt współpracy i
dobór kooperantów dla strony rosyjskiej.
Dwie główne hipotezy. Byli szefowie
służb punktują także inne zaniedbania polskich służb specjalnych. Piszą, że
przetarg na remont Tu-154M należało objąć osłoną kontrwywiadowczą ze strony SKW
i że powinna powstać dokumentacja dotycząca remontu od momentu podjęcia decyzji
o rezygnacji z zakupu nowych samolotów dla VIP i po decyzji o remoncie w Rosji
użytkowanych w tym czasie samolotów. Także wybór kontrahentów po stronie
polskiej (Polit-Elektronik i MAW Telecom), ze względu na przedmiot zamówienia,
powinien stać się przyczynkiem do gromadzeniem dokumentacji w SKW i podjęcia
działań kontrolnych wobec tych firm w zakresie dotrzymania przez nie najwyższych
standardów obsługi kontraktu remontowego.
W dokumentacji SKW winny być
wyodrębnione dwa główne zasoby informacji: dotyczący zabezpieczenia remontu na
terenie zakładów remontowych i kontroli jakości jego wykonania oraz zawierający
wszelkie informacje dotyczące zagrożeń wywiadowczych i terrorystycznych, które
mogły wiązać się z remontem samolotu. Wreszcie - podkreślają Kiciński i Kowalski
- należało zlecić analizy, które occenią dwie hipotezy główne.
Pierwsza z
nich mówi o tym, że nastąpiła zmowa urzędników i firm w celu
przechwycenia kontraktu. Za wiarygodnością tej hipotezy przemawia jednoczesne
działanie rosyjskich i polskich władz, np. przepisy dekretu
Prezydenta Rosji z 16 stycznia 2009 r., które wykorzystano do sterowania
przetargiem na remont polskich samolotów TU-154M, i wyeliminowanie przez stronę
polską - prawdopodobnie pod wpływem Rosjan - ofert konkurencyjnych dla firmy
promowanej przez stronę rosyjską. Autorzy opinii nie wykluczają także innych
możliwości, np. takiej, że określona grupa biznesowa, chcąc
popełnić przestępstwo polegające na ustawieniu przetargu, budowała osłonę
pozorującą działania wywiadu. Albo że rosyjski wywiad wojskowy realizował
operację specjalną, w czasie której, dzięki maksymalizacji kwoty kontraktu,
wybrane osoby (po stronie rosyjskiej i polskiej) uzyskały dodatkowe, nielegalne
dochody.
Czego nie zrobiono. Główny błąd - lub celowe
zaniechanie polskich władz - to według Jerzego Kicińskiego i Andrzeja
Kowalskiego niepodjęcie decyzji o zakupie nowych samolotów ze strefy
ekonomiczno-technologicznej będącej poza wyłącznym zasięgiem operacyjnym wrogich
Polsce państw (głównie Rosji i Chin). Konsekwencją tego była konieczność remontu samolotów rządowych w Rosji, co w przypadku dwóch
tupolewów skończyło się oddaniem ich w ręce rosyjskich służb specjalnych. Jak
czytamy w raporcie zespołu parlamentarnego - w realiach rosyjskich nie miało
znaczenia, czy remontu dokonywały firmy przykrycia rosyjskich służb specjalnych,
współpracujące z tymi służbami, obsadzone funkcjonariuszami lub
współpracownikami tych służb, czy też doraźnie zadaniowane i kontrolowane przez
służby. Polskie władze musiały zdawać sobie sprawę z tych realiów,
nie zrobiono jednak nic, by zminimalizować zagrożenia ze strony Moskwy.
Dopuszczono do wygrania przetargu przez firmy jednoznacznie powiązane z
podmiotami rosyjskimi, nie kontrolowano operacyjnie przebiegu przetargu, nie
zapewniono ciągłego nadzoru nad remontem.
Kiciński i Kowalski
dochodzą do konkluzji, że polski przetarg na remont samolotów został ustawiony
przez stronę rosyjską. Świadczy to o tragicznie wysokim stopniu
zinfiltrowania polskich struktur wojskowych i bezpieczeństwa przez służby
rosyjskie - piszą byli szefowie służb. I dodają, że nie będzie
przesadą stwierdzenie, że część polskich decydentów mogła pełnić w sprawie
remontu tupolewów rolę marionetek rosyjskich.
Grzegorz Wierzchołowski,
Leszek Misiak".
Dnia 14 kwietnia 2013 powrocil temat osob uratowanych po Katastrofie Smolenskiej 2010 roku w
dyskusji na stronie
http://martynka78.salon24.pl/
gdzie m.in. czytamy:
"...Oto w czasie posiedzenia ZP w dniu 22
grudnia 2011 roku Malgorzata Wassermann, odnoszac sie do wyników ekshumacji
swojego ojca, powiedziala niezwykle wazne zdanie: 'Nigdy sie prawdopodobnie nie
dowiecie czy oni przezyli te katastrofe i ile minut lub godzin zyli po tej
katastrofie i czy w zwiazku z tym byla im udzielana jakakolwiek pomoc'. W opinii
córki sp. Z. Wassermanna, znajacej przeciez materialy zgromadzone przez
prokurature, nie mozna z cala pewnoscia stwierdzic faktu, ze wszyscy zgineli w
chwili katastrofy. ... Malgorzata Wassermann stwierdzila, iz nigdy sie nie
dowiemy, czy ktos przezyl i czy byla mu udzielana pomoc, a to dlatego, ze Rosjanie celowo nie dokonywali opisów zmian posmiertnych, by
uniemozliwic w przyszlosci dokladne okreslenie czasu zgonu oraz jednoznaczne
stwierdzenie, ile czasu po wypadku ofiara zyla. ... Podobna wage
maja slowa funkcjonariusza BOR, pirotechnika majora rezerwy Roberta Treli:
'Wedlug oficjalnej wersji MAK samolot po zderzeniu z ziemia przekrecil sie na
lewa strone. Zastanawiajace jest, dlaczego wiec wiekszosc cial
ofiar znalazla sie po prawej stronie w stosunku do toru lotu? Wiele cial lezy
twarza w blocie, a zdjecia, które ogladalem, byly wykonane zaraz po katastrofie.
Wyraznie widac po nich, ze nikt tym osobom nie udzielil pierwszej pomocy, tym
samym nie sprawdzil, czy ktos przezyl. A osoby ze zdjec wykonanych miedzy
godzina 11.30 a 14.52 nie zmieniaja swojej pozycji. Zastanowilo mnie szczególnie
jedno zdjecie, które znalazlo sie w Internecie. Jest na nim osoba z noga, w
której utkwil przedmiot przypominajacy rurke. Jest cala pokryta wysuszonym
blotem, natomiast czesc nad pretem jest zaczerniona. Wydaje mi sie, ze rurka
przebila tetnice udowa. W tej kwestii powinien sie wypowiedziec ekspert, bo
jesli wedlug zalozen MAK ta osoba zginela natychmiast, to w jaki sposób krew
znalazla sie duzo wyzej niz miejsce urazu?'. Czy polska
prokuratura zdolala juz odpowiedziec na to pytanie? ... O trzech osobach, które
przezyly katastrofe mówil tez szef Wydzialu Politycznego ambasady RP w Moskwie,
Tomasz Turowski, który zeznal: 'Jeden z funkcjonariuszy Federalnej
Sluzby Bezpieczenstwa, wychodzac z terenu katastrofy, powiedzial mi, ze trzy
osoby dawaly 'zyzniennyje riefleksy'.' ... Jak widac temat nie
pojawil sie 9 kwietnia 2013 r. wraz z wypowiedzia Antoniego
Macierewicza, ale zostal podjety i naglosniony wlasnie teraz z
innych powodów. Wydaje sie, iz trwajaca akcja pod tytulem 'slowa Macierewicza sa
nie do przyjecia i rania bliskich ofiar' jest przykladem, jak niektórzy
goraczkowo szukaja alternatywy dla raportu Zespolu Parlamentarnego, którego tezy
zaprezentowano 10 kwietnia 2013 roku. ...
... (dyskusja:) ...
Dnia 10
kwietnia 2010r. (ok. godziny 11:06) ówczesny rzecznik Ministerstwa Spraw
Zagranicznych Piotr Paszkowski (przed MSZ w Warszawie) w transmitowanej na zywo,
m. in. w TVP INFO, stwierdzil: 'P. Paszkowski: ...Zaistniala w tej chwili
niepotwierdzona informacja o tym, ze trzy osoby zostaly ciezko ranne, ale
przezyly ten wypadek, ale na razie jest to wiadomosc agencyjna, nasze zródla
dyplomatyczne tej informacji nie potwierdzaja, takze w chwili obecnej, mozemy
zalozyc, ze wszystkie, niestety 88 osób, które znajdowaly sie na pokladzie, w
momencie wypadku zginely. Dziennikarka: A czy informacje próbowaliscie Panstwo
potwierdzic o tym, ze te trzy osoby jednak ciezko ranne, ale zyja? P.
Paszkowski: Tak, w tej chwili, te informacje weryfikujemy, tak jak mówie, jest
to na razie informacja medialna, która splynela z jednej z agencji informacyjnej
obecnych na miejscu, tak ze nasze sluzby obecne na miejscu wypadku w tej chwili,
te informacje weryfikuja, ale nie mamy potwierdzenia, nasze sluzby twierdza, ze
niestety najprawdopodobniej mozemy zalozyc, ze wszystkie 88 osób, które
znajdowaly sie na pokladzie w momencie tej niewyobrazalnej katastrofy
zginely...'.
Skoro wiec informacja byla weryfikowana, to obowiazkiem
przedstawiciela MSZ bylo podanie wyników tej weryfikacji do wiadomosci opinii
publicznej. Ja nie spotkalem sie z dementi wymienionej przez p. Paszkowskiego
informacji, ale moze taka sytuacja miala miejsce? BRESLAND...".
Dnia
15 kwietnia 2013 nadal o trzech uratowanych z
Katastrofy Smolenskiej 2010 roku na stronach:
http://niezalezna.pl/40356-ujawniamy-protokol-o-trzech-rannych-ze-smolenska-takze-rosyjskie-media-mowily-o-rannych-100420
oraz
http://fakty.interia.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje/aktualnosci/news-wprost-lekarz-pogotowia-stracil-prace-za-smolensk,nId,955481:
"...Dariusz Górczyński z MSZ RP zeznał, że od
Tomasza Turowskiego usłyszał, że trzy osoby przeżyły. '...Zadzwoniłem o 10.43 do Dyrektora Bratkiewicza i powiedziałem mu że
samolot się rozbił i że jest rozbity na kawałki. Następnie zadzwoniłem do
Tadeusza Stachelskiego do Katynia i do dziennikarza Wiktora Batera, który był w
Moskwie. Było ogromne zamieszanie, momentalnie w ciągu 5, może 10 minut pojawiła
się milicja, straż i służby ratownicze. Po około godzinie ktoś ze służb
ratunkowych powiedział, że niestety nikt nie przeżył. O ile dobrze pamiętam,
ambasador [Tomasz] Turowski około godz. 12 przekazał mi, że otrzymał informację
od funkcjonariusza FSO, że trzy osoby przeżyły i w ciężkim stanie zostały
przewiezione do szpitala. Ja spytałem o to Pawła Kozłowa [oficera FSO], który
stwierdził, że nic o tym nie wie, ale polecił sprawdzić wszystkie szpitale.
Informacja ta się nie potwierdziła...',
zeznał Górczyński. Nikt z polskich
urzędników oraz prokuratorow ani 10.04.2010 ani później nie sprawdził informacji
o rannych, którzy przeżyli katatsrofę ...
To samo Tomasz
Turowski zeznał w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w grudniu 2010 r.
Informację o tym, że trzy osoby preżyły podawała również telewizja TVP Info
...
O rannych informowały także rosyjskie media 10 kwietnia
2010 r. Pisały wówczas:
'Dane dotyczące liczby osób na pokładzie samolotu
Tu-154, który się rozbił, są sprzeczne. Rosyjskie organy ścigania mówią, że nikt
ze 132 osób nie przeżył. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Polski poinformowało,
że na pokładzie znajdowało się 88 osób i według wstępnych danych, trzy osoby
przeżyły, chociaż są ranne, informuje korespondent Radia Swoboda', czytamy na
portalu svoboda.org. W Internecie nadal jest
dostępna również depesza rosyjskiej agencji informacyjnej
ITAR-TASS. Jej korespondent
Aleksiej Karcew pisał: 'Na kilka minut pojawiło
się i od razu znikło doniesienie, że udało się znaleźć trzy ciężko ranne osoby'.
Autor: oa, dk. Żródło: niezalezna.pl".
"Doktor Dymitr
Książek, który był w Moskwie w czasie identyfikacji zwłok ofiar katastrofy
smoleńskiej, traci pracę, donosi tygodnik 'Wprost'. Jesienią ubiegłego roku, po
ponad 2 latach milczenia, udzielił on 'wprost' wywiadu, w którym mówił, jak
wyglądały identyfikacje ofiar, do jakich pomyłek mogło tam dojść i jak ciała
były pakowane do trumien. 'Reakcja lekarskiego środowiska była natychmiastowa.
Najpierw oskarżenie o złamanie tajemnicy lekarskiej. Rzecznik Odpowiedzialności
Zawodowej zarzuty oddalił. Potem nakaz testów psychologicznych i sprawdzanie,
czy dr Książek nie cierpi na zespół stresu pourazowego. I wreszcie informacja,
że 18 kwietnia kończy się jego kontrakt z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym',
czytamy na stronach 'Wprost'. ... z portalem niezależna.pl dr
Książek zapewnia: 'Potwierdzam wszystko, co już wcześniej mówiłem na temat
Smoleńska i na temat identyfikacji ciał w Moskwie. Panował totalny bałagan,
który prędzej czy później musiał doprowadzić do ekshumacji'...".
Strona http://niezalezna.pl/40360-przypominamy-rzecznik-msz-i-polskie-media-10042010
dnia 15 kwietnia 2013 roku (autor: Olga Alehno. Żródło:
niezalezna.pl) na temat trzech ofiar Katastrofy Smolenskiej:
"Trzy osoby
przeżyły katastrofę - powiedział ok. godz. 11 w dniu 10 kwietnia 2010 r.
dziennikarzom w Warszawie ówczesny rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.
'Według informacji tvn24.pl osoby te zostały przewiezione do szpitala. Nie
przeżyły jednak katastrofy', pisał tegoż dnia portal TVN. Informowała o trzech rannych również Polska Agencja Prasowa. 'Trzy osoby
przeżyły', 'Trzy osoby mogły przeżyć', takie tytuły pojawiły 10 kwietnia 2010 r.
po godz. 11 m.in. na portalach gk24.pl, RMF 24, Neewswek. Redaktorzy powoływali
się na oświadczenie przedstawiciela resortu spraw zagranicznych Paczkowskiego
(winno byc: Piotr Paszkowski - szef Gabinetu Politycznego, do września 2010 roku
pełnił także funkcję rzecznika prasowego), które ten zrobił przed kamerami pod
budynkiem MSZ (w oryginale blednie MZS) w Warszawie. Stwierdził on wówczas, że
według nieoficjalnej informacji trzy osoby przeżyły katastrofę ... Oświadczenie
Paczkowskiego / Piotra Paszkowskiego, zarejestrowały m.in. mikrofony radia Eska
Rock, Tok FM, Polskiego Radia, RMF FM, agencji PAP. Również kamery telewizji
TVN, Polsat News, TVP Info. Ponadto pisząc o pierwszych godzinach po katastrofie
telewizja TVN zaznaczyła w tekście na swoim portalu internetowym: 'Paszkowski zaznaczył, że według niepotwierdzonej informacji, 3 osoby
przeżyły katastrofę, ale polskie źródła dyplomatyczne nie potwierdzają jej.
Według informacji tvn24.pl osoby te zostały przewiezione do szpitala. Nie
przeżyły jednak katastrofy'."
Portal http://www.padre.info.pl/
dnia 15 kwietnia 2013 roku na podstronie
http://www.padre.info.pl/artykuly-rozne/1314-awarie-w-tupolewie-przed-katastrof%C4%85-pe%C5%82na-tre%C5%9B%C4%87-referatu-dr-in%C5%BC-marka-d%C4%85browskiego.html
prezentuje pełną treść referatu mgr inż. Marka Dąbrowskiego
wygłoszonego w czasie ostatniego posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU 154M z 10 kwietnia 2010r.
"...Wykorzystane w tym materiale informacje pochodzą głównie ze źródeł
oficjalnych - m.in. ekspertyzy biegłych prokuratury wojskowej z firmy ATM,
raportów z odczytania systemów FMS i TAWS przez amerykańską firmę Universal
Avionics, raportu MAK, protokołu z oględzin miejsca zdarzenia wykonanego 10
kwietnia przez trzyosobową komisję pod przewodnictwem zastępcy naczelnika
międzyrejonowego oddziału Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej w guberni
smoleńskiej, a także analiz przygotowanych dla Zespołu Parlamentarnego. Ciąg
niewyjaśnionych jeszcze do końca zdarzeń rozpoczął się, gdy samolot był w fazie odchodzenia na drugie zajście, tuż po minięciu
bliższej radiolatarni, w odległości około 970 metrów od progu pasa startowego
lotniska Smoleńsk Siewiernyj. ... Od godz. 06:40:55,7 (czyli 1,3
sekundy przed hipotetycznym uderzeniem w brzozę) aż do końca nagrania głosowa
czarna skrzynka zarejestrowała dźwięki o nieustalonym pochodzeniu,
zinterpretowane przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych jako 'odgłosy
przemieszczających się przedmiotów'. Według analizy przygotowanej przez jednego
ze współpracowników Zespołu Parlamentarnego, pierwszy z tych odgłosów wystąpił w
okolicy, w której nie rosną drzewa, a zatem nie jest związany z uderzeniem i
musi mieć inną przyczynę. Zgodnie z Ekspertyzą techniczną firmy ATM, jedną
sekundę przed domniemanym przez komisje uderzeniem w brzozę nastąpił skokowy
wzrost wibracji wirnika sprężarki niskiego ciśnienia prawego silnika (przez
następne 0,5 sek. wibracje utrzymały się w normie, następnie zaczęły spadać).
Wibracje prawego silnika rosły gwałtowniej niż obu pozostałych silników. Zgodnie
z ekspertyzą przygotowaną dla Zespołu Parlamentarnego przez inżyniera o
specjalności silniki lotnicze (absolwenta MEiL), prawdopodobnie przed brzozą
silnik Nr 3 doznał silnego wstrząsu, być może zewnętrznego. Dostanie się
miękkich i cienkich gałęzi do silnika nie powinno doprowadzić do takich
wibracji. Jak ujawnił prokurator-referent śledztwa smoleńskiego, w badanej
brzozie znaleziono kawałki metalu lakierowane na biało i czerwono. To bardzo
istotna informacja, ponieważ w strefie skrzydła, którą komisje przyjęły za
zniszczoną przez brzozę nie ma elementów lakierowanych na czerwono. Najbliższe
takie elementy znajdują się około 3 metrów od tego miejsca. Dlatego też, biorąc
pod uwagę, że rosyjscy śledczy znaleźli kawałki samolotu już 12
metrów przed brzozą, można postawić hipotezę, że jeszcze przed drzewem miał
miejsce wybuch w skrzydle, w prawie pustym zbiorniku paliwa numer 3. Pozbawił on samolot części siły nośnej i spowodował nadłamanie końcówki
skrzydła, która odpadła później. Utrata części siły nośnej spowodowała obrót
samolotu w lewo, tak, że po około sekundzie od inicjującego zdarzenia wartość
przechylenia przekroczyła dopuszczalne 15 stopni. W pół sekundy po
domniemanym przez komisje uderzeniu w brzozę pilot lecący obrócił wolant i
został odłączony kanał przechylenia autopilota. Współpracujący z Zespołem
Parlamentarnym pilot samolotu pasażerskiego zwrócił uwagę, że czas (0,5 sekundy)
jaki upłynął od hipotetycznego uderzenia w brzozę do obrócenia przez pilota
lecącego wolantu jest zbyt krótki, aby pilot w ten sposób zareagował na
uderzenie. Jest bardziej prawdopodobne, że była to reakcja na wzrost
przechylenia samolotu na lewe skrzydło. Według mojej interpretacji narastające przechylenie było spowodowane utratą części siły nośnej
wskutek eksplozji wewnątrz skrzydła. Za taką hipotezą przemawia także fakt
znalezienia przez rosyjskich śledczych oderwanych fragmentów samolotu
kilkadziesiąt metrów na północ od miejsca uszkodzenia lewego skrzydła, przed
ulicą Gubienki. Po obróceniu wolantu w celu wyrównania
przechylenia, zgodnie z intencją pilota zadziałała prawa lotka i prawy
interceptor lotki. W tym samym momencie nastąpiło niepożądane wychylenie lewego
interceptora lotki, a także spadek przyspieszeń, świadczący o wstrząsie.
Eksperci firmy ATM opisali w Ekspertyzie Technicznej wychylenie interceptora
lotki jako możliwy skutek uszkodzenia lewego skrzydła. Lewy interceptor lotki
cofnął się do położenia wyjściowego po 1 sekundzie od wychylenia. Następnie
kolejne niepożądane wychylenie lewego interceptora lotki na 0,5 sekundy wzrosło
do wartości 25. Eksperci firmy ATM zinterpretowali to jako prawdopodobny moment oderwania wcześniej uszkodzonej lewej końcówki
skrzydła. Miało to miejsce ponad 100 metrów za brzozą, w pobliżu miejsca
wskazanego przez profesorów: Brauna i Biniendę na podstawie obliczeń
aerodynamicznych jako możliwe miejsce oderwania końcówki. Opisany
w Ekspertyzie ATM mechanizm niszczenia lewego skrzydła czyni nieprawdopodobnym
uderzenie w brzozę, na której zachował się przełom drzazgowy, a charakter
niszczenia drzewa wskazuje na złamanie. Obecność drzazgi na złamanej brzozie
świadczy o niemożliwości oderwania się końcówki lewego skrzydła dopiero 1,5
sekundy po kolizji. W momencie oderwania końcówki skrzydła nastąpiło załamanie
przyspieszenia pionowego. O godzinie 06:40:59 włączył się automatycznie TAWS
event#38: Landing. W tej samej sekundzie system TAWS zarejestrował komunikat o
awarii sterowania klapami zaskrzydłowymi. W ciągu kolejnej 0,5 sekundy
niepożądane wychylenie lewego interceptora lotki spadło do wartości 0. Po włączeniu się TAWS#38 rejestrator zapisał następujące awarie: - brak kontroli sztucznych horyzontów, - usterkę pionu żyroskopowego nr
1 (potwierdzeniem tej awarii jest niemożność otrzymania wartości kursu ze źródła
analogowego przez komputery FMS w końcówce lotu), - awarie radiowysokościomierzy
- brak sygnału gotowości, - przestawienie się zegara ATM na godz. 23:04:11.
Rejestratory zapisały rosnącą aż do końca pracy silników temperaturę gazów
za turbiną lewego silnika oraz rosnące wibracje stopnia niskiego ciśnienia,
pomimo wyraźnego zmniejszenia jego obrotów. Wibracje jego tylnej podpory wzrosły
w ciągu 1 sekundy o prawie 30 %, i najprawdopodobniej w kolejnej sekundzie lotu
przekroczyły wartości dopuszczalne, jednak nie zostało to już zapisane przez
polską czarną skrzynkę, która wcześniej przestała pracować. Obroty
lewego silnika zaczęły spadać w sekundzie, w której włączył się TAWS#38. Zgodnie
z ekspertyzą specjalisty od silników, powodem takiego zachowania lewego silnika
mogło być częściowe przysłonięcie wlotu powietrza ciałem obcym (np. oderwanym od
samolotu fragmentem poszycia). Z wykresów zamieszczonych w
ekspertyzie ATM przygotowanej dla prokuratury wynika, że w
końcówce lotu nastąpiły awarie trzech generatorów prądu, z których każdy
zlokalizowany był na innym silniku. W efekcie samolot został częściowo
pozbawiony zasilania elektrycznego. Kłopoty z zasilaniem potwierdza także raport
MAK, w którym na wykresach widać spadek napięcia 36 i 27 V. Zgodnie z zapisami
skrzynki parametrów lotu, napięcie 36 V występowało dłużej tylko na szynie
awaryjnej. Dokładny czas tych awarii nie jest na chwilę obecną
możliwy do określenia, badania w tym zakresie trwają. Jednak
informacja o awarii zasilania ma także potwierdzenie w zapisach innych
parametrów, m.in. przedwczesnym zakończeniu zapisu kąta przechylenia, awarii
pionu żyroskopowego czy wreszcie zniekształceniu znaczników czasowych
rejestratora głosów i nagranych trzaskach. Rozpad samolotu
następował w powietrzu. W dniu 10 kwietnia rosyjscy śledczy zidentyfikowali
przed wrakowiskiem pola szczątków o łącznej powierzchni ponad 3500 m2. Zgodnie z
wypowiedzią świadka, maszyna przelatywała z dużym przechyleniem na lewe skrzydło
nad ulicą Kutuzowa tak nisko, że prawie zaczepiła o jadące samochody. Podobne położenie nad ulicą ('kołami do dołu, jak do lądowania')
potwierdza inny świadek. Niektórzy świadkowie wspominali, że za lecącym
samolotem ciągnął się warkocz ognia lub iskier. Pierwsze relacje
mówiły o położeniu w końcówce lotu z przechyleniem na lewe skrzydło, informacje
o locie kołami do góry pojawiły się później. Zgodnie z ekspertyzą
techniczną firmy ATM zasilanie elektryczne maszyny przestało działać jeszcze w
powietrzu, 1 sekundę przed pierwszym kontaktem samolotu z ziemią. Zanik
zasilania skutkował jednoczesnym przerwaniem pracy rejestratorów: głosowego i
parametrów lotu, a także komputerów FMS, o godzinie 06:41:01. Najbardziej prawdopodobną przyczyną przerwania pracy tych
urządzeń był zanik napięcia w sieci awaryjnej spowodowany jej zniszczeniem
wskutek oderwania ogona w locie po wybuchu w kadłubie. Taki scenariusz wydarzeń
potwierdza fakt, że ciała ofiar znajdujące się na samym początku wrakowiska były
najbardziej zniszczone. Na zakończenie chciałbym podziękować
wszystkim osobom, w szczególności blogerom, których analizy i opracowania
przyczyniły się do powstania niniejszego materiału".
Strony:
http://wszolek.salon24.pl/ oraz
http://niepoprawni.pl/content/substancje-wybuchowe-bez-cienia-watpliwosci a
takze
http://www.fronda.pl/a/to-substancje-wybuchowe-bez-cienia-watpliwosci,27677.html
informuja dnia 21 i 22 kwietnia 2013 roku, ze:
"W kolejnym
numerze 'Do Rzeczy' Cezary Gmyz kontynuuje reporterski wątek materiałów
wybuchowych na wraku Tu-154 M. Okazuje się, że biegli z prokuratury wykryli na
specjalnych urządzeniach nie tylko TNT, ale też heksogen i oktogen. ... A mianowicie: jeśli rzeczywiście ktoś wniósł ładunek wybuchowy na
pokład samolotu, to dlaczego Rosjanie - choć po prawie trzech latach - dopuścili
polskich biegłych do badania wraku? Dlaczego wcześniej, kilka miesięcy temu,
dokładnie umyli wrak i, wiedząc o materiałach wybuchowych, nic z tym fantem nie
zrobili? Kolejne pytanie - w jaki sposób ładunek został na pokład wniesiony i
kiedy, przez kogo, skoro przedstawiciele MON uparcie twierdzą, że Polacy
nadzorowali remont samolotu w Samarze? ... Czy rosyjskie służby wiedzą, kto
odpowiada za katastrofę smoleńską i celowo tę grupę 'kryją'?...".
"Ślady
substancji wybuchowych - oktogenu i heksogenu - wykryto na szczątkach samolotu,
który rozbił się pod Smoleńskiem - pisze w najnowszym numerze Do Rzeczy, Cezary
Gmyz. Urządzenia użyte przez biegłych w Smoleńsku jesienią ubiegłego roku
pokazały na wyświetlaczach nie tylko trotyl i związki nitrowe. Tygodnik 'Do
Rzeczy' dotarł do dokumentacji tych badań, tzw. zrzutów z
urządzeń. Wynika z nich, że testy przesiewowe, jakie prowadzili biegli, wykazały
też obecność bardzo silnych substancji wybuchowych - oktogenu
(HMX) i heksogenu (RDX) oraz tzw. materiału inicjującego paramononitrotoulenu
(p-MNT) (Mononitrotoluene). Próbki zostały pobrane na przełomie
września i października 2012 r. Jednak polscy biegli nie
przywieźli ich ze sobą od razu. Przez blisko dwa miesiące były one w wyłącznej
dyspozycji Rosjan. Jak ustalił tygodnik 'Do Rzeczy', Rosjanie posiadali
informacje o tym, co pokazały urządzenia, bo na miejscu badań pojawiła się
rosyjska funkcjonariuszka, która przyglądała się pracy biegłych. W jutrzejszym
'Do Rzeczy' wywiad z Janem Bokszczaninem producentem urządzeń używanych do
wykrywania śladów ewentualnych materiałów wybuchowych. Rozmawiają Cezary Gmyz i
Mariusz Staniszewski".
"Mononitrotoluene, or methylnitrobenzene or
nitrotoluene (MNT or NT), is a group of 3 organic compounds, a nitro derivative
of toluene (or alternatively a methyl derivative of nitrobenzene). Its chemical
formula is C6H4(CH3)(NO2)...". From Wikipedia.
Dnia 22 kwietnia 2013
przypomnijmy
stary tekst na temat heksogenu autorstwa Konrada Matyszczaka, z dnia 13
listopada 2012 roku, w portalu
http://wpolityce.pl/artykuly/40552-c4-heksogen-rdx-w-tu-154-m-pieczec-putina-i-fsb-obecnosc-takiego-materialu-na-miejscu-zbrodni-jest-swoistym-podpisem-danej-sluzby-i-osoby,
gdzie napisano:
"W poprzednim swoim tekscie zwrócilem uwage, ze jedne ze
zródel Cezarego Gmyza informowaly, ze w Smolensku wykryto C4.
... Co prawda redaktor naczelny RzP, Tomasz Wróblewski od razu
podwazyl mozliwosc wystapienia takiego materialu jednak jest to jeden z
materialów wybuchowych, który najlepiej nadawal sie do zastosowania w Smolensku
ze wzgledu na jego plastycznosc (mozliwosc wcisniecia w kazda szczeline) oraz
doskonale dzialanie w niskich temperaturach. Ladunek wybuchowy C4
jest nazywany uplastyczniona forma Heksogenu (RDX) gdyz, ladunek C4 sklada sie w
91% +/- 1 % z RDX czyli heksogenu. Heksogen (RDX) jest takze czesto mieszany z
trotylem (TNT) tworzac inne ladunki, które róznia sie proporcjami jednak skladniki sa podobne ... Dawid Setler wieloletni korospondent w
Moskwie i znawca ZSRR i Rosji napisal w swojej ksiazce 'The Rise of the Russian
Criminal State', ze w 1999 z zakladów i tajnej bazy FSB w Perm 'zaginely'
nieokreslone dotad ilosci Heksogenu (RDX). ... To wlasnie Heksogen
zostal uzyty w tym samym roku do serii zamachów w Rosji, które byly pretekstem
do wojny z Czeczenia i wyniosly nikomu nieznanego W. Putina, ówczesnego szefa
FSB do wladzy. Poprzez smierc ponad 300 osób i potedze strachu W. Putin porzucil
stanowisko szefa FSB i w 1999 roku objal stanowisko premiera rozpoczynajac swoje
rzady, które trwaja do dzis. Co ciekawe w Ryzaniu udaremniono zamach dzieki
urzadzeniu podobnym do tych, które uzywali polscy biegli w Smolensku, gdyz
urzadzenie obslugiwane przez szefa lokalnej policji natychmiast wykrylo Heksogen
(RDX) ... W zwiazku z tym widac wiec, ze Heksogen (RDX) z którego jest zbudowany
ladunek C4 nie na darmo jest nazywany 'pieczec FSB i Putina', gdyz uzycie tego materialu z powodu 'tajemniczej kradziezy' z bazy FSB w 1999
roku ogromnej ilosci Heksogenu (RDX) daje 'alibi'...".
Dnia 22 kwietnia 2013 roku na stronie
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.Raport.S.24/post/502247,katastrofa-smolenska-w-recenzowanym-czasopismie-2
o 'brzozie smolenskiej':
"W poprzednim wpisie streściłem
publikację prof. Chris Cieszewskiego, Rogera Lowe, Petera Bettingera i Aruna
Kumara z University of Georgia, którzy w czasopiśmie Mathematical and
Computational Forestry & Natural-Resource Sciences (MCFNS) przedstawili
wyniki analiz danych satelitarnych z okresu poprzedzającego katastrofę i po
niej. Ta notka poświęcona jest innej publikacji z tego samego czasopisma, gdzie
Chao Zhang, Wiesław Binienda (Department of Civil Engineering, University of
Akron), Frank Horvat (Department of Mechanical Engineering, University of Akron)
i Wenzhi Wang ze School of Aeronautics, Northwestern Polytechnical University w
Chinach prezentują wyniki komputerowego modelowania metodą elementów skończonych
problemu uderzenia skrzydła samolotu w brzozę. ... Na potrzeby symulacji
stworzono wirtualny, uproszczony model samolotu Tu-154M bazując na publicznie
dostępnych danych. W modelu zignorowano wysunięte podwozie, wewnętrzną
mechanizację, śruby czy nity. W modelu skrzydła odtworzono 3 dźwigary, 41 żeber
i poszycie z pominięciem wzmacniających konstrukcję stringerów, mechaniki
skrzydła czy przewodów hydraulicznych i elektrycznych. Dźwigary modelowano w
bardziej realistycznej formie dwuteownika. Wiadomo, że grubość elementów
skrzydła jest znacznie większa przy kadłubie i maleje w kierunku końcówek
skrzydeł. Przykładowo, dla tupolewa grubość blachy poszycia przy kadłubie to 6
mm, natomiast przy końcówce skrzydła 2 mm. W symulacji Zhanga et al. grubość
dźwigarów, żeber i poszycia założono stałą dla całej rozpiętości skrzydła.
Symulowano warianty z następującymi parametrami elementów skrzydła: grubość
poszycia: od 1 do 5 mm, grubość ścianek dźwigarów: od 20 do 5 mm (20, 17, 13,
10, 8 i 5 mm), grubość poprzecznych żeber: 3 mm. Zastosowany materiał to stop
aluminium V95, przy czym testowano zarówno standardowy model dostępny w LS-DYNA,
jak i niedawno rozwinięty model Johnson-Cook. Modelowano również - zakładając
równomierne rozmieszczenie ciężaru - 8000 kg paliwa. Masa całkowita samolotu
wyliczona z modelu to 87000 kg. Kalibrację stopu aluminium wykonano korzystając
z rezultatów eksperymentów przeprowadzonych na Northwestern Polytechnical
University odtwarzających zderzenie płata skrzydła z ptakami. Na podstawie tego
opracowano model w LS-DYNA, symulujący zderzenie i zachowanie się materiału.
Następnie rezultaty symulacji porównano z eksperymentalnymi. Wyniki były bardzo
podobne. Dla drzewa przyjęto model ortotropowy, elstyczny. Mechaniczne
właściwości i gęstość drzewa brzozy zaczerpnięto z literatury przedmiotu oraz
wyznaczano je eksperymentalnie, wykonując na fragmencie drzewa brzozy tzw.
three-point bending test. Następnie przeprowadzono symulację tego samego testu w
środowisku LS-DYNA. Wyniki eksperymentu i zachowanie się materiału MAT143 były
prawie identyczne; ortotropowy materiał w bazie materiałów LS-DYNA wykazywał
bardziej liniowe zachowanie. Energia wymagana do złamania drzewa w modelu
liniowym (ortotropowym) była prawie 4 razy większa niż energia zmierzona
eksperymentalnie i w symulacji z użyciu materiału MAT143 (rozwiniętego w
środowisku LS-DYNA do symulowania deflekcji i złamań drewnianych słupów
uderzanych przez pojazdy). W symulacjach zderzenia tupolewa z brzozą stosowano
obydwa rodzaje materiałów. ... Ponieważ żywe drzewo jest bardziej wilgotne i
bardziej miękkie od konstrukcyjnego wynika z tego, że model drzewa użytego w
symulacji jest znacznie mocniejszy niż faktyczny. Co więcej, analiza fragmentów
smoleńskiej brzozy wykonana przez Chrisa Cieszewskiego, Mike Struba, Antony
Finto, Petera Bettingera, Josepha Dahlena i Rogera Lowe wskazuje, że parametry
tego drzewa były znacznie słabsze zarówno od modelu materiałowego MAT143, danych
podręcznikowych dla drzewa brzozy, jak i od parametrów drzewa, z których
wykonano słupy telefoniczne służące we wspomnianym wcześniej teście zderzeniowym
z użyciem samolotu Lockheed Constellation ...
Symulacje zderzenia skrzydła
samolotu w brzozę przeprowadzano dla kombinacji następujących warunków
początkowych: prędkość pozioma (vz): od 77,7 do 80 m/s, prędkość pionowa (vy):
od 0 do 19,2 m/s, kąt przechylenia (roll angle): od 0 do -5 stopni (przechył na
lewe skrzydło), kąt pochylenia (pitch angle): od 0 do 14 stopni (dziób samolotu
w górę, ogon w dół w stosunku do płaszczyzny horyzontu), yaw angle był założony
0 stopni. Zakładam że nie chodzi tu o kurs samolotu, który nie ma żadnego
znaczenia w kontekście tej symulacji. Być może znaczy to więc, że podłużna oś
samolotu (X) pokrywała się z kierunkiem wektora prędkości samolotu, a ściślej z
jego rzutem na płaszczyznę horyzontu; średnica brzozy: 44 cm.
Jako, że
samolot uderza w brzoze lewym skrzydłem, kadłub i prawe skrzydło symulowane były
jako bryły sztywne aby zwiększyć wydajność i szybkość przeliczeń. Połączenie
prawego skrzydła z kadłubem modelowano za pomocą funkcji Constrained Rigid
Bodies, natomiast połączenie ulegającego deformacji lewego skrzydła z kadłubem
funkcją Constrained Extra Nodes Set. ... Wyniki szeregu symulacji MES wykonanych
dla różnych kombinacji opisanych wyżej warunków początkowych potwierdziły
poprawność wstępnych oszacowań. Dla każdej kombinacji skrzydło przecina brzozę
na dwie części w czasie od 0,01 do 0,022 sekundy po uderzeniu, to jest wtedy,
gdy w brzozę uderzy przedni dźwigar. Górna część pnia skutkiem przyjęcia impulsu
siły powinna upaść równolegle do kierunku lotu samolotu, jak to potwierdzają
testy zderzeniowe z użyciem samolotu Lockheed Constellation. Wykres przebiegu
wartości energii kinetycznej pokazuje jej spadek przez pierwsze 0,022 sekundy,
co wskazuje na elastyczną deformację struktury skrzydła. Minimalny spadek
energii całkowitej samolotu w momencie przecinania brzozy spowodowany był jej
rozproszeniem skutkiem zderzenia z drzewem. Jak pokazuje ... grafika, energia
kinetyczna i całkowita są proporcjonalne. Ich wzrost zaraz po ścięciu brzozy
spowodowany był 'efektem sprężyny', gdy zdeformowana uderzeniem struktura
skrzydła wracała do pierwotnego położenia. ... Naukowcy monitorowali także
rotację samolotu w wyniku uderzenia lewym skrzydłem w brzozę. W wyniku tego
nastąpiło minimalne przesunięcie się ogonu samolotu w prawo (patrząc na samolot
z tyłu) i dziobu maszyny w lewo. ... Jak wspomniłem wcześniej uwzględnienie
obciążeń wynikłych z sił nośnych zwiększa w niewielkim stopniu zniszczenie
przedniego dźwigaru. Grafika ... przedstawia kontur obciążenia i uszkodzenia
pierwszego dźwigaru w wyniku zderzenia z brzozą bez uwzględnienia obciążeń
skrzydła wynikłych z siły nośnej. Wynik dla grubości dźwigaru 5 mm przy vz =
77,7 i vy = 19,2 m/s ... W wyniku symulacji z zastosowaniem rozmaitych
parametrów grubości dźwigaru (od 20 do 5 mm) stwierdzono, że minimalna krytyczna
grubość dźwigaru to 8 mm, choć nawet dźwigar o grubości 5 mm przecinał brzozę.
Przez minimalną krytyczną grubość badacze rozumieją grubość, gdzie żaden, nawet
pojedyńczy element dźwigaru nie jest niszczony. Autorzy, powołując się na
rosyjskie publikacje z dziedziny inżynierii lotniczej, twierdzą że grubość
przedniego dźwigara w Tu-154M to 12 mm. Czyli nawet ponad dwukrotnie cieńszy
dźwigar - pomimo uszkodzeń - przecina brzozę. Dodając do tego, że skrzydło tego
samolotu posiada 3 takie dźwigary, nie ma szans, by oderwało się ono w wyniku
zderzenia z brzozą. Podsumowanie potwierdza to, co już wiemy z wcześniejszych
prezentacji: każdy symulowany scenariusz ukazuje, że to skrzydło przecina
brzozę, a nie odwrotnie. Na potwierdzenie tezy przeciwnej po 3 latach od
katastrofy nie mamy niczego...".
Dnia 23 kwietnia 2013
roku portal
http://wpolityce.pl/wydarzenia/52089-redakcja-rzeczpospolitej-wywiad-z-macierewiczem-uzupelnia-wyjasnieniem-redakcji
(znp, rp.pl) komentuje wywiad Macierewicza:
"Rzeczpospolita, ... zamieściła wywiad z Antonim Macierewiczem,
szefem parlamentarnego zespołu badającego katastrofę smoleńską ... Na pytanie
Elizy Olczyk 'Jak to jest mieć wszystkich przeciwko sobie', odpowiedział: 'Nie
wszystkich, tylko niektóre środowiska, część mediów i ich właścicieli. Dochodzi
do zastraszania i presji na dziennikarzy, którzy piszą prawdę. Pana Cezarego
Gmyza i innych zwolniono dyscyplinarnie z pracy po publikacji artykułu 'Trotyl
na wraku tupolewa' o wykryciu śladów materiału wybuchowego na wraku Tu-154M.
Nawet wtedy, gdy prokurator wojskowy po miesiącu potwierdził tę informację, ani
redaktor Gmyz, ani pozostali zwolnieni w ramach represji
dziennikarze nie zostali przeproszeni i przywróceni do pracy. Tak brutalnych
działań wymierzonych w wolność słowa nie było od czasów komunistycznych. Ale jest cała grupa uczciwych dziennikarzy i mediów tworzących strefę
wolnego słowa i oni stoją po stronie prawdy. Żal mi ludzi, którzy
brną w kłamstwo smoleńskie - spotka ich taki sam los jak tych, którzy kiedyś
zabrnęli w kłamstwo katyńskie. ... Rodzinom ofiar najwięcej
traumatycznych przeżyć dostarczają ci, którzy wciąż fałszują przebieg wydarzeń,
kłamliwie oskarżając pilotów, gen. Andrzeja Błasika, prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Prokuratura, której przedstawiciele nie uczestniczyli w sekcjach
zwłok, nie dokonali oględzin miejsca zdarzenia, nie zbadali wraku, nie
zanalizowali toru podejścia samolotu, nie zbadali zniszczenia drzew.
Prokuratura, która fałszywie oskarżyła rodzinę o błędne rozpoznanie w Moskwie
ciała Anny Walentynowicz (dzisiaj, osiem miesięcy po ekshumacji, pojawiły się
kolejne wątpliwości co do tożsamości pochowanej osoby). To prokuratura nie
dopełniła swoich obowiązków. Tak jak nie sprawdziła wiarygodnych relacji
mówiących o osobach, które przeżyły katastrofę samolotu. Konsul w Petersburgu,
Jarosław Drozd na wrakowisku kilkanaście minut po tragedii rozmawiał z
sanitariuszami, którzy mu to opowiedzieli. On nigdy się nie wycofał ze swoich
zeznań. Nie wiem, czy rzeczywiście ktoś przeżył, ale wiem, że relacje pana
Drozda czy funkcjonariuszy BOR są na tyle wiarygodne, że był obowiązek ich
weryfikacji. A prokuratura nie przesłuchała żadnego z lekarzy czy sanitariuszy.
Epatuje zaś informacją o przesłuchaniach, w których w ogóle nie pytano o tę
sprawę. Tak jak nie przesłuchano funkcjonariuszy straży pożarnej, OMON, MCZS i
Specnaz, którzy pierwsi byli na miejscu. To był obowiązek prokuratury, która nie
wykonała podstawowych czynności wskazanych przez kodeks postępowania karnego.
...
W połowie grudnia ubiegłego roku zaapelowaliśmy o zorganizowanie na
Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego konferencji
i dyskusji naukowców
na temat przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej. I ta konferencja odbyła
się, tylko druga strona nie zdecydowała się w niej uczestniczyć. Eksperci
rządowi boją się faktów, boją się dyskusji i konfrontacji z kompetentnymi
naukowcami współpracującymi z zespołem. ... Jesteśmy gotowi dyskutować z
ekspertami premiera Donalda Tuska, ale wszystko musi się dziać na oczach opinii
publicznej. Warunkiem uczciwego badania jest jawność. ... Gdyby eksperci rządowi
mieli odwagę usiąść naprzeciwko prof. Wiesława Biniendy, dr. inż. Grzegorza
Szuladzińskiego, prof. Kazimierza Nowaczyka, prof. inż. Jacka Rońdy i innych
naszych ekspertów, toby się okazało, kto ma rację. Bo nasi adwersarze zakłamują
rzeczywistość, mataczą, chcą, by ich tezy przyjmowane były na wiarę, bez
dowodów. A my prowadzimy badania krok po kroku, stawiamy hipotezy naukowe i
możemy zaprezentować metodologię i wyniki badań. ... to Rosjanie oskarżą w
Moskwie polskich pilotów i obarczą ich pełną odpowiedzialnością za
katastrofę...'."
Dnia 30 kwietnia 2013 roku Katarzyna
Pawlak w: 'Gazeta Polska Codziennie' cytowanej na stronie
http://niezalezna.pl/40879-nowe-badania-ekspertow-ws-smolenska, przedstawia:
"Z symulacji opartej na parametrach lotu zawartych
w raportach zarówno MAK, jak i komisji Millera wynika, że tupolew nie mógł ulec
rozpadowi przy zderzeniu z ziemią. Kolejna analiza, w której
podwojono prędkość lecącego Tu-154M, wykazała, że i w tym wypadku tupolew byłby
cały - odpadł jedynie statecznik. Autorami wspomnianych analiz są
prof. Wiesław Binienda i dr Grzegorz Szuladziński, eksperci
zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy
smoleńskiej kierowanego przez Antoniego Macierewicza... Wyniki ich badań stoją w
całkowitej sprzeczności z oficjalnymi tezami raportów rosyjskiego MAK
kierowanego przez Tatianę Anodinę i rządowego zespołu pod przewodnictwem Jerzego
Millera. Co najistotniejsze, obaj naukowcy w swoich symulacjach wykorzystali
parametry zawarte w rządowych raportach. Na symulacji prof. Wiesława Biniendy
wyraźnie widać, jak olbrzymi statecznik amortyzuje uderzenie w podłoże. W
efekcie nie rozpada się nawet kokpit, który w rzeczywistości został całkowicie
zmiażdżony.
'Wszyscy mają szanse przeżycia, łącznie z pilotami, którzy
ewentualnie mogą być poturbowani, ale nie śmiertelnie, bowiem nic nie zostaje
zgniecione poza głównym statecznikiem. Tylny statecznik zostaje zgnieciony w
części, ponieważ także amortyzuje uderzenie ... Jeżeli samolot rozpada się na
tysiące drobnych części, to nie może być wynik uderzenia w ziemię, chyba że
tupolew spadłby prostopadle na betonową płytę...'.
Dr Szuladziński opracował
przebieg takiego zdarzenia w czterech wariantach, zakładając dwie prędkości -
oficjalną 10 m/s i zwiększoną dwukrotnie na potrzeby badań do 20 m/s - i dwa
położenia samolotu w chwili zetknięcia się z ziemią: normalne i odwrócone. W
żadnym z założonych wariantów symulacja nie wykazała rozerwania kadłuba na
drobne części.
'Jeśli Tu-154M uderzyłby w odwróconej pozycji o ziemię, tak
jak przedstawia to MAK i rządowy zespół Millera, zniszczenia samolotu, a także
obrażenia pasażerów wyglądałyby zupełnie inaczej ... Zgodnie z tymi danymi we
wczesnej fazie uderzenia doszłoby do owalizacji i spłaszczenia kadłuba, a
następnie do stałego odkształcenia się jego powierzchni w kilku miejscach. Nie
byłoby jednak mowy o rozerwaniu poszycia i kadłuba...'.
Następnie naukowiec
znacząco zwiększył prędkość pionową, dwukrotnie wobec tego, co przedstawiono w
rządowych raportach - do 20 m/s. Następstwa zderzenia z taką siłą okazałyby się
poważniejsze. Doszłoby do zaawansowanego odkształcenia kadłuba i pęknięcia jego
żeber.
'Fotele i schowki sufitowe uderzyłyby o głowy pasażerów, powodując
obrażenia. W dalszym ciągu jednak wynik podobnej katastrofy nie przypominałby
tego, co wydarzyło się w Smoleńsku. Poszycie nie zostałoby rozerwane, a samolot
nie rozpadłby się na tysiące drobnych części. Ciała ofiar, owszem, uległyby
poważnym uszkodzeniom, nie byłyby jednak zniszczone tak jak w wypadku niektórych
pasażerów, których organy wewnętrzne zostały wręcz wyrwane ze środka i wyrzucone
na pewną odległość...'.
'Wyniki tych najnowszych analiz prezentowaliśmy pod
koniec kwietnia na specjalnym posiedzeniu w Parlamencie Europejskim. Obecni na
sali europosłowie z wielu frakcji i państw, m.in. z Niemiec, Francji, Wielkiej
Brytanii, Czech czy Holandii, z olbrzymim zainteresowaniem śledzili prezentację,
a następnie dociekliwie zadawali wiele pytań', mówi Antoni Macierewicz. Jak
podkreśla, chociaż w swoim wystąpieniu skupił się wyłącznie na najnowszych
symulacjach i nie wspominał o głośnej sprawie znalezienia na wraku śladów m.in.
trotylu, pierwsze pytanie, które padło od europosłów, brzmiało:
czy
znaleziono materiały wybuchowe?
'Wśród europejskich elit widać wyraźne
zainteresowanie tematem Smoleńska. Wciąż obowiązuje jednak wyraźny zakaz rządu
pana Donalda Tuska, który nie życzy sobie, aby Unia Europejska wspierała Polskę
w tej sprawie'... Antoni Macierewicz twierdzi, że poza najnowszymi wynikami
badań naukowców dysponuje jeszcze innym dowodem, który zadaje kłam rządowej
wersji wydarzeń. Ujawnia również jako szef parlamentarnego zespołu badającego
katastrofę smoleńską, że jest w posiadaniu materiału, którego jeszcze nie może
upublicznić, a który ma przesądzać w sprawie wybuchów na pokładzie
maszyny.
Jak na razie zdradza jedynie, że ok. 300 m przed miejscem kontaktu samolotu z ziemią Rosjanie mieli odnaleźć kilkadziesiąt sporych fragmentów kadłuba, które są wielkości dłoni, a nie tylko fragmenty skrzydeł tupolewa".
Dnia 10 maja 2013 strona
http://niezalezna.pl/41185-zespol-smolenski-mocny-dowod-na-caly-szereg-wybuchow
informuje:
"... 120-140 metrów od miejsca zderzenia tupolewa z ziemią znaleziono liczne części maszyny, w tym fragmenty kadłuba. Ich rozmieszczenie dokładnie opisali Rosjanie w dokumentach z 10 i 11 kwietnia 2010 r. MAK i komisja Millera nie wspomina o tym ani słowem. Eksperci zespołu parlamentarnego przekonują, że wytłumaczeniem może być wyłącznie eksplozja. Apelują do Macieja Laska o wyjaśnienia. ... Zespół parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza dotarł do trzech oficjalnych dokumentów rosyjskich z 10 i 11 kwietnia 2010 r. 'Są to protokoły z podpisami urzędników państwowych. Pierwsze dwa dokumenty pochodzą z dnia katastrofy, dokładnie z godzin popołudniowych, trzeci datowany jest na 11 kwietnia 2010 r. ... Otrzymaliśmy spoza Polski, rosyjski materiał dokumentacyjny prokuratorów rosyjskich opatrzony wszystkimi możliwymi potwierdzeniami i pieczęciami, który opisuje miejsce zdarzenia w dniu 10 i 11 kwietnia (2010 r.)', powiedział Macierewicz na dzisiejszym posiedzeniu zespołu. Jak podkreślił materiał przedstawia opis tzw. sektora 13. leżącego między miejscem, w którym samolot uderzył w ziemię, a szosą. 'To jest ten obszar, gdzie samolot był jeszcze w powietrzu ... Ten opis to przełomowy dowód w badaniu katastrofy, gdyż stanowi on udokumentowany fakt rozpadu kadłuba w powietrzu. Jeżeli zwolennicy wersji MAK i Millera będą chcieli podważyć te ustalenia, najpierw zmuszeni będą przesłuchać autorów tych dokumentów i udowodnić im kłamstwo', twierdzi przewodniczący zespołu parlamentarnego.
Prof. Marek Dąbrowski zaznaczył, że materiał pokazuje 'przemilczane w oficjalnych raportach' szczątki samolotu znajdujące się w strefie, w której samolot był jeszcze nad ziemią. Z kolei według dr. Grzegorza Szuladzińskiego materiał wskazuje, że z samolotu na ziemię 'w ostatnich sekundach lotu spadał grad szczątków ... Samoloty nie mają w zwyczaju się rozpadać w powietrzu, chyba że na pokładzie samolotu zachodzą wybuchy', przekonywał. Zdaniem eksperta wygląda na to, że nie doszło tylko do jednego wybuchu na skrzydle, jak twierdził wcześniej. 'Wygląda coraz bardziej, że był to szereg wybuchów, w rezultacie których te szczątki zaczęły spadać na ziemię ... Pierwszy wybuch musiał być całym szeregiem drobnych wybuchów', dodał. Również zdaniem dr Wacława Berczyńskiego nie da się wytłumaczyć rozpadu samolotu inaczej niż tym, że ogromne ciśnienie 'oderwało skrzydło od poszycia i zniszczyło całą strukturę'. Jak zaznaczył, identyfikację znalezionych części samolotu ułatwiłyby rysunki techniczne Tu-154, bez których nie da się przeprowadzić dokładnej analizy technicznej. Jego zdaniem plany techniczne nie powinny być objęte tajemnicą, bo Tu-154 'jest wycofany z eksploatacji'. Macierewicz zapowiedział, że zwróci się do premiera Donalda Tuska o udostępnienie zespołowi smoleńskiemu rysunków technicznych Tu-154. Więcej jutro w Gazecie Polskiej Codziennie oraz w aktualnym numerze tygodnika 'Gazeta Polska'...".
W dniu 11 maja 2013 trwa dyskusja na temat posiedzenia Zespolu Parlamentarnego, na stronach:
http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/506575,nowe-dowody-na-eksplozje-w-powietrzu oraz
http://lubczasopismo.salon24.pl/ksiegahanby/post/506503,sa-dowody-na-szereg-wybuchow-w-tu-154m a takze
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.10.04.2010/post/506550,pelna-relacja-z-posiedzenia-zespolu-parlamentarnego gdzie czytamy:
"Zespół Parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza dotarł do trzech oficjalnych dokumentów rosyjskich z 10 i 11 kwietnia 2010 r. Są to protokoły z podpisami urzędników państwowych. Pierwsze dwa dokumenty pochodzą z dnia katastrofy, dokładnie z godzin popołudniowych, trzeci datowany jest na 11 kwietnia 2010 r. - pisze Niezależna.pl. Z dokumentów tych wynika, że 120 - 140 metrów od miejsca zderzenia TU-154M z ziemią znaleziono liczne części maszyny, w tym fragmenty kadłuba, których rozmieszczenie dokładnie opisali Rosjanie. W raportach MAK i Komisji Jerzego Millera nie ma o tym ani słowa. Na dzisiejszym posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego Antoni Macierewicz powiedział: 'Otrzymaliśmy spoza Polski, rosyjski materiał dokumentacyjny prokuratorów rosyjskich opatrzony wszystkimi możliwymi potwierdzeniami i pieczęciami, który opisuje miejsce zdarzenia w dniu 10 i 11 kwietnia 2010 r.' Materiał ten przedstawia opis sektora 13. leżącego między miejscem, w którym samolot uderzył w ziemię, a szosą czyli obszar gdzie samolot był jeszcze w powietrzu. Szef Zespołu Parlamentarnego twierdzi, że opis ten to przełomowy dowód w badaniu katastrofy, gdyż stanowi on udokumentowany fakt rozpadu kadłuba w powietrzu. Jeżeli zwolennicy wersji MAK i Millera będą chcieli podważyć te ustalenia, najpierw zmuszeni będą przesłuchać autorów tych dokumentów i udowodnić im kłamstwo...". A takze:
"Eksperci Zespołu o koronnym dowodzie na rozpad samolotu w powietrzu. 2013-05-10 - Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r.
http://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/transmisje.xsp?unid=30715C95AFD6CD65C1257B650041FE5C...".
Oraz: "Kadłub Tu-154 zaczął się rozpadać około 120-140 metrów przed pierwszym zetknięciem się maszyny z ziemią. Świadczą o tym liczne jego części odnalezione w tej odległości od wrakowiska, dokładnie opisane w oficjalnych dokumentach z 10 i 11 kwietnia 2010 r. Zdaniem Antoniego Macierewicza, to przesądzający dowód, że w tupolewie doszło do eksplozji. Aż kilkadziesiąt elementów samolotu - pochodzących zarówno ze skrzydeł, jak i z kadłuba - odnaleziono tuż po katastrofie na obszarze, nad którym leciał tupolew, w odległości ok. 300 m przed miejscem pierwszego kontaktu maszyny z ziemią. Jak podkreśla w rozmowie z 'GP' Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, część tych fragmentów znajdowała się na szosie i w rowie za jezdnią, a więc w znacznej odległości od wrakowiska (ok. 120-140 m). ... Zespół parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza dotarł do trzech oficjalnych dokumentów rosyjskich z 10 i 11 kwietnia 2010 r. 'Są to protokoły z podpisami urzędników państwowych. Pierwsze dwa dokumenty pochodzą z dnia katastrofy, dokładnie z godzin popołudniowych, trzeci datowany jest na 11 kwietnia 2010 r.' ujawnia Antoni Macierewicz. Pisma zawierają precyzyjny opis, łącznie z rozmiarami, kilkudziesięciu elementów samolotu, a wyliczono ich ponad 100. W dokumentach zaznaczono m.in., że opisywane części zostały sfotografowane. O dokładności badania elementów świadczy fakt, że skatalogowano nawet najdrobniejsze szczątki (np. fragment o długości 68 mm i szerokości 14 mm leżący, jak stwierdzono, w odległości 291 cm od linii rozdzielającej pasy ruchu na szosie Kutuzowa). W dokumentach wyraźnie wyszczególniono, które części pochodzą ze skrzydeł, a które z kadłuba. Największy znaleziony element ma ok. 70 cm długości i kilkanaście centymetrów szerokości. ... Przypomnijmy, że dotychczas przed punktem zetknięcia się samolotu z ziemią znajdowano jedynie fragmenty skrzydeł. Tłumaczono to rzekomym faktem uderzenia tupolewa w brzozę, a wcześniej - jego kontaktem z innymi drzewami. Odnalezienie w odległości 140 m od miejsca katastrofy dużych, kilkudziesięciocentymetrowych elementów kadłuba całkowicie podważa tę wersję. ... O tym, że kadłub Tu-154 zaczął rozpadać się już w powietrzu, wielokrotnie mówili eksperci zespołu parlamentarnego. Prof. Kazimierz Nowaczyk wskazywał, że ok. 35 m nad ziemią system TAWS zapisał ostatni komunikat (nr 38), a towarzyszyły temu dwa odnotowane przez rejestrator wstrząsy: jeden słabszy, drugi silniejszy. ...
Za hipotezą rozpadu samolotu nad ziemią przemawia też ujawniona przez 'Gazetę Polską' - a potwierdzona przez polską prokuraturę wojskową - informacja dotycząca przerwania działania komputera pokładowego (FMS). Według danych zawartych w końcowym raporcie MAK, przestał on funkcjonować kilkanaście metrów nad poziomem lotniska, o godz. 10:41:05. Podane przez MAK współrzędne miejsca pierwszego zderzenia się samolotu z gruntem i współrzędne zatrzymania się komputera pokładowego FMS dzieli ok. 60 m, choć powinno to być to samo miejsce. Ważna jest też odległość od miejsca pierwszego uderzenia w ziemię. Gdy nastąpił zanik zasilania FMS, polski Tu-154 znajdował się około 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem i około 600 m od progu pasa. Grzegorz Wierzchołowski, Leszek Misiak...".
Strona
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.10.04.2010/post/510585,tv-republika-ujawni-sensacyjny-dokument-fsb
MARCINA GUGULSKIEGO dnia 29.05.2013 podala i do dnia 02 czerwca 2013 roku kontynuowala dyskusje:
"26 kwietnia 2010 r. specjalistom fonografom z Instytutu Kryminalistyki FSB przekazano do badania kopię innej wersji nagrania z kokpitu Tu-154M nr 101 (który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku) od tych wersji nagrań, których kopie dostali do badania polscy biegli. Rosyjscy specjaliści wykryli na otrzymanej kopii 'oznaki zmian'. Orzekli też, że 'Ustalenie, czy na fragmentach zapisów, rozgraniczonych odcinkami z ujawnionymi oznakami zmian, występują, czy też nie, oznaki innych zmian, nie jest możliwe, w związku z tym, że przedstawione zapisy nie są oryginałami'. Więcej szczegółów ... w audycji red. Anity Gargas 'Zadanie Specjalne' w TV Republika ... Biegli mieli za zadanie odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących otrzymanych nośników i zapisów audio, w tym:
- Czy istnieją oznaki montażu na każdym z przedstawionych zapisów audio?
- Jaka jest dosłowna treść w języku rosyjskim zapisów przedstawionych do badania (ze sporządzeniem stenogramu rozmów). No i odpowiedzieli:
Jednocześnie na zapisach, rozmieszczonych w danych plikach, nie udało się wykryć wiarygodnych oznak ciągłości procesu ich zapisu na odcinkach, rozgraniczonych przez ujawnione odcinki z oznakami zmian. Wiarygodne wykrycie oznak ciągłości procesu zapisu na przedstawionych zapisach dźwiękowych (z uwzględnieniem ich cech szczególnych) jest możliwe na podstawie badania oryginałów zapisów dźwiękowych, na podstawie śladu magnetycznego na taśmie magnetycznej. Ponieważ oryginały fonogramów lub inne kopie oryginalnych zapisów nie zostały przedstawione, to ustalenie, czy zapisy w przedstawionych plikach zostały wykonane nieprzerwanie, okazało się niemożliwe.
W związku z tym, że przedstawione zapisy nie są oryginałami, znajdują się w postaci cyfrowej i nie ujawniono na nich oznak ciągłości procesu ich zapisu, to nie można wykluczyć wprowadzenia zmian do zapisu, wykonanych w sposób cyfrowy (komputerowy) (w tym i do sygnału technicznego w pliku 4 channel.wav). To znaczy, wiarygodne ustalenie, za pomocą środków narzędziowych i analizy audytywnej, czy na odcinkach zapisów, rozgraniczonych przez odcinki z oznakami zmian, występują, czy też nie, oznaki innych zmian, nie jest możliwe.
Ale na tym nie koniec.
Materiał przekazany do badania specjalistom z FSB ma 36 min. 58,620277 sek. długości.
A te materiały, które badali Polacy i rosyjski MAK?
Były o ponad 75 sekund, czyli o ponad 3% DŁUŻSZE.
To już niemało, ale pointa dopiero będzie. Otóż krótki, niespełna dwuminutowy końcowy fragment nagrania (od początku słów '8 na kursie ścieżce' do końca zapisu) w materiale przekazanym do badania specjalistom z FSB liczy ponad 1 min. 55,6 sek. długości.
A na tych materiałach, które badali Polacy i MAK?
Ten fragment jest o ponad 20 sekund, czyli o ponad 17% KRÓTSZY.
A przy tym wszystkich biegłych nieodmiennie zapewniano, że otrzymują do badania wierne kopie autentycznego nagrania wyjętego z rejestratora głosów MARS-BM.
Co, kiedy i jak na której wersji zmieniano? W audycji Anity Gargas fakty ujawnione w audycji 'Zadanie Specjalne' komentują przewodniczący Zespołu Parlamentarnego minister Antoni Macierewicz oraz red. Artur Dmochowski i niżej podpisany.
...
Dowodu cień o manipulacjach z nagraniami VCR. Czas przelotu od granicy Białoruś- Rosja do miejsca "katastrofy" wg VCR 20 minut. Wg planu lotu ten odcinek powinien być pokonany w 7 minut (70km). W nagraniu VCR nie ma żadnego uzasadnienia dla takiej różnicy czasowej. ... 02.06.2013 ... w upublicznionych fragmentach zeznań załogi Jaka nie ma znaczników czasowych - żadnych.
OKAWU10104 02.06.2013".
Dnia 25 czerwca 2013 roku powracamy do informacji sprzed 3 dni, bowiem 22.06.2013 portal
http://niezalezna.pl/42688-odkrycie-fotoamatora-jest-przelomowe-kropka-nad-i-mowi-nam-posel-macierewicz opublikowal wywiad z Macierewiczem:
"To wielkie odkrycie. Nikt wcześniej nie zwrócił uwagi na charakter uszkodzeń czarnych skrzynek - tłumaczy w rozmowie z portalem niezalezna.pl poseł Antoni Macierewicz, który nie ma wątpliwości, że prokuratura powinna zapoznać się z ustaleniami 'fotoamatora'. Dzisiaj informowaliśmy, że internauta 'fotoamator' porównał zdjęcia czarnych skrzynek odnalezionych na miejscu katastrofy i udostępnionych do badań polskim specjalistom oraz wojskowym prokuratorom. Nie ma wątpliwości, że to różne czarne skrzynki.
'Odkrycie 'fotoamatora' to postawienie 'kropki nad i' w kwestii fałszowania zapisu czarnych skrzynek', mówi nam poseł Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską.
'Materiał dzisiaj ujawniony musi być poddany gruntownej analizie, ale już teraz można powiedzieć, że czarne skrzynki pokazane między innymi pułkownikowi Rzepie i stojące na stoliku podczas odsłuchiwania taśm, to nie są czarne skrzynki z tupolewa. To wielkie odkrycie... 'Fotoamator' od dłuższego czasu dokonuje niezwykle ważnych analiz, w szczególności dotyczących czarnych skrzynek. Pamiętać należy, że to właśnie on wskazał na uszkodzenia skrzynki MŁP-14-5, które są jednym z kluczowych dowodów na eksplozję w powietrzu. Znaleziono na niej bowiem ślady działania wysokiej temperatury, a na ziemi leżała na terenie, w którym nie było pożaru ...
Skoro nie są to właściwe czarne skrzynki, wątpliwości wzbudza również autentyczność badanych taśm. Instytut Ekspertyz Sądowych im. Sehna nie wykrył fałszerstwa, bo eksperci rzeczywiście mogli pracować nad autentycznym zapisem. Ale z innej czarnej skrzynki. To wszystko są hipotezy, które muszą być zweryfikowane. Dlatego złożymy całościowe zawiadomienie do prokuratury dotyczące manipulacji związanych z czarnymi skrzynkami', zapowiada poseł Macierewicz. '...Gdyby traktować poważnie zapisy parametrów lotów przedstawione przez Macieja Laska i mające odtwarzać trajektorię lotu TU-154M, to ten samolot musiałby lewym skrzydłem wbić się w ziemię na głębokość ośmiu metrów, i to 400 metrów przed upadkiem. Te parametry są absurdalne. Nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi, zrobił to dopiero profesor Zbigniew Nowaczyk', tłumaczy przewodniczący parlamentarnego zespołu badającego katastrofę smoleńską. 'Podobnie jak dotychczas nikt nie przeanalizował wyglądu czarnych skrzynek. Nie porównał ich koloru i charakteru uszkodzeń. Zrobił to dopiero badacz o pseudonimie 'fotoamator'...', podkreśla poseł Macierewicz".
Dnia 10 lipca 2013 pojawia sie szokujaca informacja w wypowiedzi pani Ewy Błasik, wdowy po generale Andrzeju Błasiku, b. dowódcy Sił Powietrznych RP, podczas posiedzenia sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, cytowana przez
http://wiadomosci.wp.pl/kat,119674,title,Wyznanie-Ewy-Blasik-moj-maz-mial-informacje-o-planowanym-zamachu,wid,15804045,wiadomosc.html?ticaid=110ec1
"Przed wylotem do Katynia mój mąż mówił, że otrzymał informacje o planowanym zamachu na statek powietrzny. Powiedział, że służby specjalne chyba wiedzą, co robią. Nie miał pojęcia o jaki statek powietrzny chodzi".
"...Nie mówił o jaki statek powietrzny chodzi, ja zresztą nie komentowałam. Są inni świadkowie, którzy w razie potrzeby potwierdzą to, o czym został poinformowany ... Rozumiem, ze to było przed samym wyjściem z domu? - dopytywał szef zespołu Antoni Macierewicz. -
Nie, nie. Kilka dni wcześniej. Kilka dni prze wylotem